niedziela, 15 maja 2016

Prolog



On jest szalony.
Ona płochliwa.
On lubi wiatr we włosach.
Ona kocha spokój.
On jest wilkołakiem z dziwnymi zdolnościami.
Ona także, lecz o tym nie wie.
Nikt tego nie wie.
On ma wielu przyjaciół i tylu samo wrogów.
Ona liczy na szczerą przyjaźń i odrobinę uwagi.
On lubi ją.
Ona lubi Jego.
Oni się kochają, ale...
Muszą to dostrzec. Muszą złamać naturę.
Lecz na ich drodze stanie nie tylko pewien blond włosy wampir, ale i także wojna.
Jak myślisz, dadzą radę ?

 ○♥○

Czułeś kiedyś  wiatr we włosach? Natura wokół a Ty pędzisz przed siebie. Znasz to uczucie? Wyobraź sobie, że masz cztery łapy, że biegniesz przed siebie. Co czujesz? Wiatr w grzywie, który odpręża, promyki słońca błyskające na Twojej sierści, zapach trawy czy drzew. Pod Twoimi kończynami pękają nieposłuszne gałązki, dookoła śpiew ptaków, a Ty jesteś wolny. Biegniesz przed siebie nie znając kierunku. Liczy się tylko ten odbierający dech bieg, ta wolność. Robisz to często, nie zważając na nic.
Lecz pewnego dnia zauważasz Ją.
Co teraz?

 ○♥○
 - Ucieknij ze mną!
- Nie, nie mogę.
- Ucieknij! Proszę, zmienię się dla Ciebie, ale chodź ze mną!
- Nie!
- Wiesz co? Jesteś nikim, jesteś jedną z tych szmat, które nie widzą piękna, starań czy tego, iż ktoś je kocha. Jesteś nikim, rozumiesz? Jesteś dla mnie nikim! Zwykłą zabawką na jedną noc! Dostałem to co chciałem, wiesz? To zabawne. Taka niedostępna, taka dzika i nieśmiała, a taka dobra w łóżku. To był Twój pierwszy raz, nieprawdaż? Oh, nie? Może drugi, co? Ah, zgadłem! Powinienem Cię zabić już wtedy, nie tracić na resztę czasu... A co z Twoją obietnicą? Co z tym co mi powiedziałaś? Co z tajemnicą splamioną łzami? Ty mi się wypłakiwałaś w ramię, a ja w ciszy słuchałem i Cię pocieszałem. Na co to było?! Na co! Hm, wiesz co? Zginiesz druga. Najpierw zdechnie ten zapchlony kundel, którego pokochałaś i oddałaś się dobrowolnie. Potem Cię znajdę, kochanie! Teraz są ważniejsze sprawy... Na przykład patrzenie na krew Jamesa powoli spływającą z jego ran na ziemie. Rozszarpie go, dobrze kotku? - Wykrzyczał jej to prosto w twarz. Ona jednak słuchając go patrzyła zimnym wzrokiem. Nie bała się. Patrzyła śmierci prosto w oczy. Nie liczyło się już nic. Wszędzie dookoła były ciała pokryte obrzydliwą posoką, a Ona dumnie stała na środku pola walki. Złożyła na jego ustach jeszcze delikatny pocałunek, jej ciepłe wargi do tchnęły lodowatych. Samotna łza spłynęła po jej policzku.
- Powodzenia - szepnęła cicho wtulając się w podsunięte ciało. Brakowało jej już siły. Poddała się. Nagle odsunęła się od niego, zamachnęła i na jego twarzy pojawił się czerwony, piekący odcisk jej dłoni - Sukinsynie. - dodała i powoli zaczęła odchodzić - Wiesz, że mogło być inaczej? Mogło.

 ○♥○

Tak się kończy zauroczenie. Tak zwycięża miłość. Tak zaczyna się ta historia. Tak przemija wszystko. Tak powtarzam te słowa. 
Tak łamie się dusza. Tak po policzku cieknie łza. Tak mówię Ci o tym.
Tak, chce cofnąć czas.

sobota, 14 maja 2016

Witam ponownie?

Chce zacząć wszystko od nowa. W-s-z-y-s-t-k-o. 
Zmienia się wygląd bloga, zmienią się zakładki, adres, a także i główna treść! 
Teraz postawię na zgromadzenie paru wiernych czytelników = ♥♥♥
I dla nich mam zamiar pisać.
Stworzę nowe zakładki, zmienię konto i ruszę dupę bez wykrętów "Nie mam weny"
Wena jest zawsze, ale trzeba ją uwolnić!
To takie małe postanowienie. 
Dziękuję za uwagę, a teraz. Hm,
Zaczynamy!

Po pierwsze:
Fabuła.
O czym tym razem? 

Typowo romantyczna historia, wątek zła, osoby, którym charakter mogę dodać? 
Tak!
 Wilki?
Tak!
Demony?
Tak!
Zło?
Tak, tak, tak!
Romantyzm, anioły, śmierć?
Oh! Taaak.

Po drugie:
Twórcą szablonu jest Zepsuty Kran, a jego "zamawiającym" inna osoba. Tak więc jak na razie będzie On tu sobie leżał, a ja grzecznie poczekam, aż ktoś się zlituje i stworzy dla mnie dzieło. 

środa, 20 kwietnia 2016

Przepraszam

Ale to mnie przerosło.
Marzec był miesiącem niezwykle dla mnie ciężkim. Wizyty u lekarzy, zastrzyki i wieczne kolejki ciągnące się godzinami. Kwiecień nie zapowiada się wcale lepiej, a moja wyobraźnia ostatnio bardzo szwankuje przez co... Muszę zawiesić bloga. Pierwszorzędnym problemem jest fakt, iż całkowicie nie mam czasu. Masa zaległości i ogólnie okropieństwo. 
Nie porzucam bloga, kiedyś wrócę do pisania.
Kiedyś.
Tymczasem jeśli ktoś chciałby zostawić tu Spam, proszę bardzo. 
A jeśli komuś BARDZO zależy proszę wysłać wiadomość na:
justyna2002b@wp.pl
Wtedy na pewno wejdę.

Pozdrawiam,
S.


Ps. Muszę nadrobić zaległości na blogach - spróbuje. 

czwartek, 3 marca 2016

Rozdział siódmy

 Nic nie będzie takie same,
nie będziesz widział tych 
gwiazd na niebie, za nie,
 będziesz widział
 mnie i siebie.
- Sly.



    Wszystko gotowe, pomyślał świeżo upieczony mąż Rudowłosej Gryfonki, ich świstoklik był gotowy, wystarczyło jedne zbliżenie skóry do zimnego przedmiotu, a po chwili stali by podziwiając zatłoczone uliczki Londynu. Miasta miłości, upragnionego przez wielu. Jeden dotyk. Jedno zetknięcie. Jedno... 
- Kochanie? - mówi cicho rozgorączkowany, nie chce tego zawalić, zbyt dużo się starał.
- Tak? - Pyta się kochanka dopiero co przebudzona z dość twardego snu.
- Wyjeżdżamy. - Szepcze lakonicznie spoglądając na zegarek i oceniając ile czasu mają. 

***

- Auć! Weź tą rękę, Potter! To boli! - Krzyczy z rana Ślizgon wstając powoli i z bólem się prostując, zasnęli w tak dwuznacznej i niewygodnej pozycji, że ich mięśnie aktualnie odmawiają posłuszeństwa i usilnie chcą pokazać czego mają następnym razem nie robić. 
- Ciszej! - Jęczy Potter wychodząc spod Malfoy'a, jego głowa po raz kolejny pulsuje tym tępym bólem nie dając mu spokoju. Czuje się jak w momencie gdy jego umysł nawiedzał Voldemort, pragnąc coś z niego wyciągnąć. Chyba da sobie na spokój z piciem, skutki są niewyobrażalnie bolesne i niepewne. W szczególności z powodu, iż w głowie ma pustkę. Wstaje i przeciągając się, kieruje się do łazienki w celu wzięcia prysznica. Wchodzi pod strumień wody i oddaje się swojemu cichemu nałogowi, szoruje każdy skrawek ciała tak, aż jego skóra jest zaczerwieniona i wręcz pieczę. Wtedy odczuwa swobodę, jest czysty, bez skazy. Nie myśli o bliźnie, której nie chce oglądać. O tej szramie, w której imię zginęło tak wielu, o niej, o tym znaku, przez którego... Stał się inny. Ale ona kusi, zaprasza by spojrzeć w srebrną tafle lustra, by przejrzeć i zobaczyć to co się tam skrywa. Mimowolnie to robi, łamię się i nagle...
- Z-Zostaw mnie! - Słyszy histeryczny głos Blondyna, widzi jego spanikowane spojrzenie, widzi próbę ucieczki, widzi jak chęć walki znika, jak wyraz twarzy staje się pusty... On widzi, widzi  czego się dopuścił... Co zrobił... 
 Osuwa się na podłogę i opierając plecy o ścianę wpatrując się w jeden punkt na przeciwko.

***

- D-draco ? - woła Brunet po dłuższej chwili. Jego głos drży, co dawno mu się nie przydarzało. Blondyn, do którego zostało zadane ciche pytanie pojawia się w drzwiach łazienki i z uśmiechem pobłażania przygląda się bladej postaci. Zmienił się, dzięki Lily, która aktualnie siedzi u siebie i z uśmiechem ogląda bajkę. Zielonooki potrząsa głową i nadal patrząc w podłogę podnosi się i wychodzi, wymijając Ślizgona, który zaszczyca go zdziwionym spojrzeniem. Kieruję się w stronę jego kuchni. Och, nie. Stop. Ich kuchni. Wchodząc do pomieszczenia otwiera lodówkę i oferuje, iż pójdzie na zakupy. Chce uciec od odpowiedzialności, która nęka jego biedną dusze. Początkowo myśli, że oddalony od domu sklep wystarczy, jednakże ostatecznie kończy w jednym z klubów. Tam siedząc nad kieliszkiem zostaję napastowany przez Swojego przyjaciela, Weasley'a. Ów rudy osobnik początkowo delikatnie wypytuje się Złotego Chłopca co łączy go z jego szkolnym Nemezis.
   Mówi wszystko. Opisuje każdą emocje jaką czuje. Wyznaje, ze się zakochał, że nie wie co robić, ze wariuje. A drugi Gryfon słucha w milczeniu, spoglądając w szklane oczy, które ronią łzy skapujące na ciemny blat. Usilnie słucha.

***


    Jasne światło. O Godfryku, ZBYT jasne to mało powiedziane!
Takie właśnie myśli przecięły głowę Harry'ego Potter'a, który budząc się drugi dzień z kolei w stanie nietrzeźwości, jęczy z bólu. Ktoś rozszerza mu wargi i przykłada do nich małą buteleczkę. Początkowo się krztusząc i otwierając szeroko oczy z przerażenia patrzy na oprawcę, widząc tam tylko ironiczny uśmiech Hermiony uspokaja się i wypija podany eliksir. Ból ustępuje, a On już wie, że trudna rozmowa będzie nieunikniona.  Aktualnie siedzą w ich kuchni, delikatni pomalowane ściany, mugolskie przedmioty i sporo szafek, w których wszystko pięknie poukładane zachwyca oko. Siedzi tu i dłońmi na swoim kubku, czeka, aż zacznie.
- Harry, możesz mi powiedzieć dlaczego ? - Pyta spoglądając na niego litościwie, On zna ten wzrok, doskonale go pamięta. To On był na niego kierowany przez cały Turniej Trójmagiczny, to On powiązany z wymuszonym uśmiechem gościł na twarzach innych, to on mówił "Biedny Harry" To przez niego się zmienił.
- Nie wiem Hermiono, naprawdę nie wiem. - Mówi szczerze spuszczając swoje oczy na wzór naczynia trzymanego w dłoniach.
- Harry... - Mówi błaganie. - Co Ty do niego czujesz ?! - Jej twarz przecina gniewny grymas, nie tylko z powodu tego, iż najzwyczajniej w świecie zdenerwowała się na Pottera, och, jest całkowicie inny powód. Aktualnie ukryty pod wieloma czynnikami.
- Tego też nie wiem. Ja... chba go...chba już... Ja... go chyba... Lbie- wybełtał niezrozumiale, rumieniąc się nieznacznie. Dziewczyna na ten widok wywróciła oczami, a stojący za mężczyzną Ron chichotał trzymając swoją dłoń przy ustach. Po chwili jednak uspokoił się i spojrzał w oczy swojej żony. Ona tylko potwierdziła, to co było dla nich końcem.
-  Kochasz Go ? - Zapytała prosto z mostu, po wielu minutach rozmowy, gdy Harry próbował wyrazić swoje uczucia. Bohater zastanawiał się chwilę, analizując to co czuł do Cho oraz Ginny i stwierdził łamiącym się głosem, iż...
- T -to... prawdopodobne. 

***

   Mała dziewczynka szła trochę chwiejnym krokiem w kierunku swojego rodziciela. Kurczowo trzymała jedną ręką komody stojącej obok, bojąc się zbłaźnić przed ojcem. Jej blond włosy związane w krótki, luźny warkocz zdobiły skronie. Miała już prawie półtora roku i zmieniała się z dnia na dzień.  On to widział, przyglądał się jej, rozmyślając co będzie dalej. Nosiła jego nazwisko, co nie ułatwiało jej startu w Wielkim Świecie. Owe myśli przerwał odgłos upadku oraz ciche warknięcie dziecka, które siedziało na podłodze. Po chwili wazon stojący na meblu obok upadł z głośnym brzdękiem tłukąc się na wiele odłamków. Draco z uśmiechem pobłażania przyglądał się jej i naprawił niszczony przedmiot. Rosła mała, uparta żmijka, rozwijała się i naprawdę stawała się coraz groźniejsza. Ślizgon idealny ? Podniósł blondynkę i odszedł na kilka kroków, powtarzając to co robiła jego matka. Bynajmniej tak wynikało z tych wszystkich opowieści jakie usłyszał w swoim życiu.
   Gryffon, który uciekł wczoraj wieczorem nie pojawił się jeszcze przez co czuł się odrobinkę zaniepokojony, ale mógł się tego po nim spodziewać. Odwraca się kiedy tylko wtedy gdy coś zrobi, gdy spieprzy coś tak bardzo, że sumienie go maltretuje, a on rozmyśla nad tym jak może to naprawić. Typowo Gryfońskie zachowanie, jednakże On wie, że za tym kryje się coś więcej. Dużo więcej, zbyt dobrze Go poznał, zbyt dobrze opanował wszystkie jego gesty, miny. Zbyt szybko zrozumiał, że jest dla niego niezwykle ważny. Zbyt szybko Go straci.

***

    Harry był dzisiaj wyjątkowo przyciszony. Zbyt przyciszony, co musiało zwiastować wielką burze, która nastąpi zapewne niebawem. Nie reagował nawet na Draco, który usilnie starał się wyprowadzić Go z równowagi swoimi komentarzami. Blondyn w końcu nie wytrzymał i z zaciętym wyrazem twarzy krzyczał chodząc po pokoju. Krytykował wszystko co mu się nawinęło pod oczy nie patrząc nawet, na fakt, iż sam był twórcą większości niedociągnięć. Trząsł się zirytowany, a jedyną istotą, która od razu przeganiała jego złość była Lily. Na szczęście Potter odkrył jej umiejętności i podsuwał ją Szarookiemu n tak długo jak się da.
    Oczywiście, brakowało mu tych rozmów, które z nim prowadził. Ba! Tęsknił za nimi, co było dość przerażające. Zaczął ponownie rozmawiać z lustrem powoli zamykając w sobie ostatnie pokłady normalności. Uciekał od zmartwionych spojrzeń Hermiony w pracy i od bystrych Ślizgońskich, które umiejętnie obserwowały jego ranne starania nie obudzenia domu. Wychodził szybko, przychodził do pracy szybko i zamykał się w swoim ohydnie pomalowanym pokoju na długie godziny ślęcząc przy papierach. Pomimo długiej listy osób przeciw, znalazła się ta, która uważała to za istny cud i dziękowała za ten zapał Merlinowi. Pracodawca Harry'ego był wniebowzięty widząc zaangażowanie Gryfona, który brał coraz więcej na swoje barki. Nie pytał co się stało, szkarłat jego szat i tak już go odstraszał, a zacięta mimika, która co chwilę się zmieniała i sprzeczała ze sobą ewidentnie potwierdziły, go w przekonaniu, iż Złoty Chłopiec zwariował.
    Papiery jeszcze z czasów wojny walały się po jego pokoju do niedawna. Do momentu, w którym dowiedział się tego co zrobił, Nadal nie rozumiał, dlaczego splamił tak swoją duszę, ale chciał poznać odpowiedź na dręczące go pytanie. Był zakłopotany, przerażony, a to, iż powoli rozpoznawał uczucia jakimi zaczął darzyć Blondyna wcale nie pomagały mu skupić się w domu na czymkolwiek. Błądził myślami, czasami przyłapując się na uciążliwym wpatrywaniu się w towarzysza. Słuchając rad Hermiony, miał nic nie robić. Siedzieć bezczynnie i przyglądać się jak powoli niszczy sobie życie. Czy On wyglądał na osobę, która poddaje się bez walki ?

***

     Kasztanowo włosa Gryfonka siedziała przed Telewizorem trzymając w dłoniach kubek parującego płynu. Jej ciało owinięto kocami w taki sposób, że z kokonu nieśmiało wyglądała jej głowa. Obok niej rozwalony Ron siorbał kawę czytając najnowsze wydanie Proroka. W pewnym momencie postawił go na szklanym stoliku i z niedowierzaniem czytał artykuł przewracając niecierpliwie strony. Po chwili takiego ekstremalnego czytania zaciekawiona Hermiona spojrzała na męża i zabrała mu gazetę co skomentował cichym burknięciem. Z czasem gdy coraz bardziej zagłębiała się w tekst tym jej oczy poszerzały się z przerażenia. Ona wiedziała co to będzie znaczyć. Czuła, że nie będzie dobrze.
- R-ron ? - szepnęła współczującym głosem.
- Tak kochanie ? - Odpowiedział odrobinkę znużony.
- Co teraz będzie ? - Jej głos załamał się, jednak po sekundzie ciągnęła dalej - M-musimy mu powiedzieć...
- Chcesz by Nas znienawidził ? Przecież ON był dla niego wszystkim! - Wrzasnął wstrząśnięty.
Dobrze wiedział co wtedy zrobili. Dokładnie pamiętał oczy, które wpatrywały się w niego z żalem i wielką prośbą, ściśnięte serce i to poczucie utraty czegoś o czym już nie pamiętał. Dużo lepiej było z Ślizgonem, to potraktował jako przyjemność. Nie zważając na jego protesty i wrzaski zabrał mu to co było jego skarbem. A co najgorsze, zrobił to dla niej i przez nią. Przez kobietę, która siedziała obok.

***

     Zdobiona rama obrazu ukrywała nie tylko postać, która siedziała w niej zdobiąc szare płótno. Nie tylko pokazywała jej rysy i okazywała całą sylwetkę. A czym one są ? Obrazy... można uznać za łącznik z naszymi bliskimi, za osobami, których nam brakuje. Uciekamy od rzeczywistości, w której już ich nie ma szukając ukojenia w ich spojrzeniach, w ich zachrypniętym głosie, który sobie wyobrażamy. Pełnią one także jakąś formę podparcia. Są niczym cichy dotyk ukochanej osoby po burzliwym dniu, niczym łyk wody w słoneczny dzień... Są ważne...
Bynajmniej takie zdanie wyrobił sobie Harry Potter wydając kwotę równą wartości dwóch domów na stworzenie sześciu obrazów z malunkami ważnych osób. Dla niego bardzo.

Dobra, przyznaję się bez bicia, że naprawdę nie mam siły i zbytniego pomysłu by napisać ten rozdział, siedzę nad nim cholernie długo i nic z tego. Tak więc stwierdziłam, że lepiej będzie jeśli wstawię chociaż jego część.  Więc to jest część pierwsza, jak już mówiłam. Mam zamiar także wstawiać jakieś krótkie miniaturki o różnej tematyce. Głównie po to by zebrać myśli na tyle... Och, nie przynudzam.


Dziękuję za każdy komentarz, który wielce mi pomaga w pisaniu!
Przepraszam, że na nie nie odpowiem, ale trochę brakuje mi słów, a nie chce by wyglądało to idiotycznie.
Witam na naszym pokładzie nie jaką:
Którą także zapraszam do rozgoszczenia się w którejś z kajut 
♥ ♥ ♥

Uwaga! Rozdział został przedłużony dnia 20 marca. 
Następny planuję na początek kwietnia. 


niedziela, 21 lutego 2016

Ogłoszenie parafialne!

Tak więc... Natłok pracy aktualnie odpędza mnie od laptopa przez co rozdziały będą udostępniane w większych odstępach czasowych. Odrobinkę nad tym ubolewam, jednakże nie chce przekładać tego nad naukę.
Dziękuję za uwagę,
SLY

niedziela, 7 lutego 2016

Rozdział szósty.

Szczęście nie polega na 
zdobywaniu tego, 
czego chcesz, ale 
na akceptowaniu 
tego co masz.

-R.Schatchel



      Szarooki Blondyn kieruje się w stronę drzwi, po usłyszeniu dźwięku spadających kluczyków.
- Cześć Potter - Owe słowa skierował na powitanie oraz uśmiechnął się całkowicie nie w swoim stylu. Miał zamiar w dobrym humorze powitać drugi miesiąc ich męczarni. Po chwili natomiast został przyszpilony do szarej ściany, raz dał się tak nabrać, pamiętał skutki, wiedział co było potem, co czuł, ile czasu płakał tracąc resztkę godności, pamiętał co wtedy krzyczał, pamiętał...
- Z-Zostaw mnie!- histeryczne słowa są skierowane do Czarnowłosego mężczyzny. Mocniej, więcej bólu, mocniej... Jego przerażone oczy wpatrywały się w postać obok, głos wydobywa się z przyciśniętego do ściany ciała.
- P-proszę! - ślady niechcianych łez pokazują się w szarych spojówkach, Blondyn usilnie je zatrzymuje. Nie pozwoli mu ich zobaczyć, nie da. Jego twarz przybiera maskę obojętności, to co mu zostało. Honor odebrali wraz z majątkiem, duma została skryta, chęć życia zwyciężyła, a On biernie przygląda się jego poczynaniom. Nie czuje już nic...

***

   Kruczowłosy obudził się w środku nocy, głowa pulsowała tępym bólem utrudniając mu jakikolwiek ruch, po dłuższej chwili starań udało mu się chwycić okulary leżące na szafce i zapalić światło. Pierwsze co zauważył to brak wszelkich ubrań, które miał na sobie. Wstając chwiejnie wyruszył do łazienki w poszukiwaniu czegoś na kaca, po powrocie przeraził się widokiem jaki zobaczył... Postać leżąca na łóżku była cała posiniaczona, zaschnięta krew widniała na jej ciele, liczne zadrapania, nawet odcień włosów zmienił się diametralnie, nie były one tak jasne jak zwykle, były... brudne. Harry przebiegł odległość oddzielającą ich, po czym sprawdził tylko czy oddycha. Szybko i zwinnie doskoczył do kominka i po chwili rozmawiał z przebudzoną Hermioną, spanikował. Ona natomiast przybyła wraz z Pansy do ich domu w natychmiastowym tempie. Jego koleżanka wyprowadziła Go z ich sypialni oraz posadziła w kuchni przy stole. Stwierdziła, że i tak oberwie od Parkinson. Wyszła, zostawiając zgarbioną sylwetkę, z przerażonym wzrokiem wpatrującą się w podłogę, skierowała się do pokoju Lily, idąc przeczuciem. Weszła i zaniemówiła. Nie tego się spodziewała, myślała, że to zaklęcie... 
- Nie to nie może być prawda... - szepnęła spanikowana po czym uciekła niczym przyłapane dziecko z pokoju jaki zajmowała dziewczynka.

***

    Czarnowłosa miotała się po pokoju, starając się doprowadzić leżącego Dracona do porządku. Co chwilę szeptała lecznicze formułki, szperała w torbie w poszukiwaniu przeróżnych mikstur, które powinny pomóc. Usunęła bądź przyśpieszyła gojenie większości siniaków, zalepiła część ran, teraz zajmowała się szramą na głowie, tej, z której wyciekła krew zanieczyszczając platynowe włosy. Zrobiła już wszystko i Malfoy wyglądał jak nowo narodzony, znikła krew, siniaki i wszelakie uszczerbki zdrowia. Teraz miała zamiar porozmawiać z Potter'em. Przez jej głowę przepływały sadystyczne myśli... Jedna gorsza od drugiej. Ona już wiedziała, co zrobi Potterowi... Weszła do pomieszczenia, a jej wzrok mógł się równać z tym jaki posiada Bazyliszek. Pierwsze co zrobiła to podeszła i z całej siły uderzyła pięścią w jego nos, w sekundzie zwaliła go na podłogę i zaczęła okładać wrzeszcząc przy tym, iż jest pierdolonym psycholem, że powinni zamknąć Go w jakimś ośrodku, że go zabije. On natomiast grzecznie i w ciszy leżał i osłaniał tylko niektóre ciosy, jakby z jego ciała uleciała dusza. Znowu zranił kogoś na kim mu zależało, a do tego nie pamiętał całego zajścia, nie wiedział ile razy ma go przepraszać, chciał cofnąć czas byle tylko nie widzieć tego zawiedzionego wzroku Hermiony, byle nie słyszeć smutnego krzyku Pansy, byle nie czuć tego natrętnego uczucia pustki... Zaczął płakać. Normalnie płakać, tracąc resztkę godności w oczach zebranych osób, dziewczyna przestała już go bić i leżąc na nim wtuliła się w ciało pod sobą i także płakała. Oboje pogrążeni w smutku, w ogóle z innych powodów, z innych pobudek. Jedyną zachowującą spokój osobą była Granger stojąca w drzwiach. Przywracając do porządku resztę zrobiła im do picia ciepłą herbatę. Uspokojeni czekali, aż śpiący Królewicz się obudzi. W pokoju panowała cisza, Pansy rozmyślała o Lily, o Draco, Potter starał się wytłumaczyć swojemu sumieniu, a Granger spoglądała zaniepokojona na ich twarze i rozważała możliwości, może jednak rzuciła źle to zaklęcie... Była młoda, nie ma pewności, nie posiadała tych możliwości, kierowała się chęcią ochrony Harry'ego... Jak widać - spieprzyła sprawę. 

***

   Jej piękna jasnoróżowa suknia leżała idealnie, dopasowane różowe buty komponowały się nieźle jako całość. Rude włosy postanowiła wyprostować, a następnie utworzyć lekką fale. Wpięła w nie jasny kwiatek, a makijaż specjalnie został zrobiony niezwykle delikatnie. Ukryła część pieg, rozjaśniła twarz przez co wyglądała zjawiskowo. Jej przyszły mąż ubrany był w biały garnitur, pantofle w tym kolorze oraz łososiowy krawat. 
   Na podwórku rozstawiono ogromny namiot, w nim stały dwa długie rzędy ławek, na środku stał ołtarz ozdobiony różami o tym samym odcieniu co ubiór Panny młodej. Dywan przed nim był jasny, a złote ozdoby lśniły w marcowym świetle. Za ołtarzem została zamaskowana ściana, natomiast za nią rozstawione były z jednej strony stoliki, a z drugiej parkiet do tańca, u końca namiotu rozstawiono sporą scenę, na której miał grać zespół. Nad wszystkim wisiała jeszcze kryształowa kula, która w swoim czasie miała świecić różnymi kolorami. Przeróżne trunki zostały już poustawiane na stole przez skrzaty, pod kierunkiem Matki Blaisa. Wszystko było dopasowane, przez co zachwycało i imponowało. Projekt został stworzony przez Draco na prośbę kolegi, więc musiało być spektakularnie. 

***

   Blondyn został powitany sztywnym "Dzień Dobry" w wykonaniu Granger, zaniepokojonym spojrzeniem Pansy oraz widokiem rozwalonego emocjonalnie Potter'a. 
- Ktoś umarł ? - zapytał żartobliwie, unosząc do góry jedną z brwi.
- Prawie Ty, idioto. - powiedziała Pansy rzucając się na chłopaka. Może jego rany nie były takie groźne, ale namartwiła się wystarczająco i stwierdziła, że coś się jej należy. Brunet wpatrywał się uciążliwie w podłogę, a jego przyjaciółka z zainteresowaniem obserwowała jego reakcje.
- P-przepraszam - powiedział niespodziewanie Gryfon, rumieniąc się ze wstydu.
- Co się... - Chciał odpowiedzieć Ślizgon, jednakże Magomedyczka wyprzedziła jego pytanie i instynktownie wytłumaczyła mu, że  prawdopodobnie nie będzie pamiętał tych wydarzeń, ponieważ na samym początku zemdlał, jest szansa, że przypomni sobie kiedyś, ale nie można określić czasu.  Ślizgonka wspomniała jeszcze, iż jutro jest ślub jego najlepszego kumpla. Mężczyzna skinął głową i stwierdził, że naprawdę czuje się niezbyt dobrze. Dziewczyny niedługo potem odjechały, a oni doszli do porozumienia i stwierdzili, że wynajmą jakąś opiekunkę. Potter skruszony przystał na prośbę Draco bez większych oznak buntu. Tak więc skontaktowali się z Cho Chang, która nie została zaproszona na uroczystość. Krukonka zgodziła się, że zostanie z małą Lily. Wszystko wróciło do normy. Tak się bynajmniej wydawało...

***

    Dwie dziewczynki szły ubrane w białe sukienki przewiązane różową kokardą. Za nimi kroczyła Ginny Weasley wraz ze swoim ojcem, dzieci sypały kwiatki, a w namiocie trwała cisza. Artur zostawił jedyną córkę przy boku Zabiniego po czym wrócił do żony, która cicho łkała wycierając oczy w jedwabną chusteczkę. Ławki po bokach były po brzegi wypełnione. Na uroczystości pojawiła się Złota Trójca Gryffindoru oraz Srebrny Trio Slytherin'u, co zostało skomentowane pojawieniem się nie jakiej Rity Skeeter. Z przymrużeniem oka została wpuszczona. Aktualnie ksiądz pytał się Wilkołaka o to, czy będzie wierny, aż do śmierci. Padła odpowiedź potwierdzająca, chwilę później zapieczętowali swój związek namiętnym pocałunkiem. Rozbrzmiały oklaski, wszyscy pchali się do Nowożeńców z zamiarem pogratulowania zawarcia sakramentu. Ron usunął zasłonę, odkrywając przed gośćmi ustrojoną salę. Balowanie skończyło się tym, że pijany Draco śpiewał o miłości, Potter jęczał z nim. Ron patrząc na nich sączył jeden z trunków sycząc co jakiś czas:
- Ślizgon... Dlaczego właśnie Ślizgoni !? - Wrzasnął nieoczekiwanie.
- Bo... Oni mają to coś! Ten czar! - Odpowiedział z naprzeciwka Potter.
- Jeśli... - Jego wypowiedź została przerwana jękiem - Weź. Tą. Rękę. Z. TEGO. Miejsca. - wysyczał. Owe słowa zostały nagrodzone cichym chichotem Gryfona oraz zszokowanym spojrzeniem Rudego.
- Kiedy!? Ha..y kiedy to się ztało !? Dlaczego ja nic nie wiedziałem... Och, nie mam lepsze pytanie, dlaczego się DOWIEDZIAŁEM!? - Krzyknął po raz kolejny zdzierając sobie gardło, jego obrzydzenie narastało, a o pobudki sytuacji nie miał odwagi pytać. Oddalił się w kąt pomieszczenia i obserwował innych gości, chcąc zapomnieć o informacji, gdy zobaczył jak Malfoy wkłada Harry'emu język do gardła... To już wystarczyło, by zanieczyścił podłogę wymiotując. Nie wiedział, że jutro będzie oglądał to zdjęcie przy śniadaniu... Biedaczek...

***
    Rita Skeeter była dziennikarką jedyną w swoim rodzaju, szukała sensacji podążając za falą. Okazywała wielką determinację przy każdej sprawie. Fotografowała wszystko co przyciągnęło jej uwagę, tak więc widok całujących się wrogów pojawił się w Proroku podpisany jedynie słowem 
"Kłamstwo".


***


Cześć! Witam nowy semestr krótkim rozdziałem i mam nadzieję, że nie uszkodziłam wam spojówek bądź czegoś innego. W każdym razie:

Katherine - Przepraszam, nie udało mi się napisać niczego innego za co niezmiernie przepraszam, jednakże chciałam wstawić Go dziś by z nim "Powitać" kolejny semestr nauki. Dziękuję za komentarz, dzięki niemu mam siłę pisać i chęć by pracować dalej! To naprawdę cholernie motywuje i sprawia, że uśmiech gości na moim obliczu przez bardzo długi czas! 


Arcanum Felis - Po przeczytaniu pierwszego zdania uwierz, że uśmiechnęłam się tak szeroko, iż... Nie da się tego opisać. I widzisz człowieku, jak to nie wiele potrzeba ? Dziękuję za nominacje i komentarz! To dla mnie bardzo dużo znaczy w szczególności, że jesteś jedną z niewielu czytelniczek. 

Sesil Mroczna - Wybacz natłok informacji, nie mogę inaczej. Trochę mnie przeraża fakt, iż zmieniam to w istną komedię, chciałam tego uniknąć... Rozważał teraz bardzo nieszczęśliwe zakończenie :(

MartynqowyTrampeq ;3   - Dziękuję za komentarz i życzę powodzenia w dalszym pisaniu :D Mam nadzieję, ze Ci wyjdzie i nie poddasz się! ☺

Oczywiście każda z Was otrzymuje serduszko, za to, iż wytrwałyście  ♥ 

środa, 3 lutego 2016

Liebster Blog Award



Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na pytania otrzymane od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz kilka osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im pytania. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował. 
Z czego jest mi niezmiernie smutno.


Zostałam nominowana przez Arcanum Felis. Dziękuję!   O to pytania jakie mi zadała:

1. Co rozśmiesza cię do łez?
Nie wiem. Jestem bardzo dziwnym człowiekiem i zazwyczaj śmieję się z głupot.
2. Jaka jest twoja ulubiona pora roku i dlaczego?
Zdecydowanie... Jesień. Pomimo, iż wtedy zaczyna się kolejny męczący rok szkolny, uważam, że ta pora roku przemawia do mnie najbardziej. Urodziłam się w październiku, co także zmienia mój stosunek. Uwielbiam robić zdjęcia, a kolorowe liście... Och.
3. Jaki smak najlepiej współgra z Twoim charakterem?
Ym, nie wiem - nie smakowałam, ale można stwierdzić, iż jestem dość zróżnicowanym człowiekiem. Łączę w sobie wszystkie smaki, nieważne jak to brzmi...
4. Bez czego nie wyobrażasz sobie życia?
Bez książek, przyjaciół, rodziny oraz moich sentymentalnych przekonań. Ech, znika Ślizgońska natura.
5. Jaką książkę możesz polecić na zimowy wieczór?
Harry Potter ? Percy Jackson ? Zależy kto posiada jaki co czyta, jaki ma gust, jaki rodzaj mu się podoba. Ja tam preferuje fantastykę.
6. Jak odreagowujesz kryzysowe sytuacje?
Piszę. Najczęściej piszę, czasem skuszę się na stworzenie jakiegoś wiersza, poczytam czy posłucham muzyki. Ogólnie jestem dość spokojnym człowiekiem.
7. Masz jakąś fobię?
Szczerze mówiąc, nie.
8. Z którym aktorem/aktorką z Harry’ego Pottera chciałabyś się spotkać?
Oczywiście z Tomem Felton'em!
9. Draco Malfoy vs Ron Weasley?
Bez porównania. Draco!
10. Jakie jest twoje ulubione zaklęcie z Harry’ego Pottera?
Avada Kedavra.
11. Za co cenisz swoich czytelników?
Uwielbiam Was za to, iż staracie się wyrazić swoją opinie, za to, że wchodzicie tu i oceniacie, za to, iż wytrzymujecie ze mną! Każdy komentarz jaki umieszczacie poszerza mój uśmiech. Moich uczuć nie można wyrazić  ♥

Ja natomiast nominuję :
MartynqowyTrampeq ;3 < Która po raz kolejny zaczyna.

Moje pytania:
1. Czy posiadasz pasję/hobby, nie związane z blogiem, jeśli tak - jakie?
2. Ulubiony z cytat z opowiadania ?
3. Oglądasz kogoś na YouTube ? Dlaczego ?
4. Trzy cechy, które cenisz w sobie najbardziej ?
5. Ulubiony blog/opowiadanie/książka ?
6. Czym się inspirujesz pisząc ?
7. Ulubiona potrawa ?
8. Jakie jest Twoje marzenie ?
9. Dlaczego założyłaś blog i co Ci to dało?
10. Gdybyś wygrała miliard dolarów w totka, co byś z nimi zrobiła?
11. Czy masz w życiu jakiś cel, do którego dążysz? Jaki to cel i jak Ci idzie? 


Tak więc, jeszcze raz dziękuję za nominację, jest mi niezmiernie miło! Nie będę przesadzać z tymi serduszkami. Ponieważ lubię swoją orientację i nie chce nieporozumień, polubiłam ją i raczej nadal będę hetero. 


Pozdrawiam,
SLY.



wtorek, 2 lutego 2016

Rozdział piąty

Zawsze trzeba działać... 
Źle czy dobrze, okaże się później.
 Żałuje się wyłącznie bezczynności, 
   niezdecydowania, wahania, czynów i decyzji. 
Choć niekiedy przynoszą smutek i żal, nie żałuje.
- A. Sapkowski.

  Zapomnieć. Wyłączyć tą część mózgu, która usilnie domaga się bliskości. Odłączyć ją od innych części, nie reagować na dotyk własnej ukochanej. Uspokoić się i puścić w niepamięć, włączyć historie, zaznaczyć wszystko i nacisnąć "usuń" z jednym celem, priorytetem dnia, z chęcią odcięcia jej od zła, od jego. Może i to zachowanie nie jest godne Ślizgona, osoby, która zazwyczaj wyznaczała swój szlag czyjąś krwią... Jest jeszcze jedna opcja. Akceptacja. To co się stało już się nie odstanie. Można z tym żyć, można iść z tym przez świat, można. Jednakże jego syn... Jego syn byłby skażony, skazany za winę ojca. Myśli o przyszłości przecinały głowę czarnoskórego mężczyzny. Jego piwne oczy skierowane w sufit błędnie patrzyły w jeden punkt. Stał się wilkołakiem przez własną nieuwagę, przez swoją pewność, prze śmiałość. Widział ciało Fenrir'a Greyback'a. Myślał, że skoro zginął samiec alfa, jest bezpieczny. I tu się mylił, mógł przewidzieć, że jego... Potomek będzie chciał się zemścić. Dokładnie wiedział co płynie w jego krwi, wiedział, iż zmysły jakie posiadał bardzo się wyostrzyły, On sam natomiast starał nie zwracać na siebie uwagi. Był zbyt odważny wychodząc w pełnie i kręcąc się przy lesie, jak widać, za błędy się płaci. Jego ucho w pewnej chwili zarejestrowało cichy szmer niedaleko siebie, chcąc uniknąć niepotrzebnych rozmów z Rudowłosą zmierzającą w jego stronę. Ona jakby przewidując jego zamiary zamknąwszy drzwi zapaliła zręcznie światło. Nic nie wskórał mówiąc, że boli go głowa, że powinien wypoczywać, iż jest bardzo zmęczony. Weasley chcąc odpędzić niedopowiedzenia była zdeterminowana i nie chciała dać za wygraną.
- Co się stało? - zapytała więc cichym głosem, patrząc mu głęboko w oczy. W jej kącikach narządów odpowiadających za wzrok pojawiły się łzy, chcące spłynąć po policzku dziewczyny. On rozczulony tym widokiem usiadł na łóżku i opowiedział wszystko, od początku do końca. Opowieść trwała i w pewnym momencie brązowooka wtuliła się w jego ciało cicho szlochając, Czarnooki wplątał w jej rude włosy swoją dłoń i w uspokajającym geście je głaskał. Spleceni w jedno oddali się Morfeuszowi, Ona i tak nie w pełni świadoma. Nie liczyły się problemy, nie liczyło się zagrożenie, nie liczyło się  kłamstwo, które usłyszała, liczyło się ich uczucie, to co splątało dwie tak przeciwne dusze, to na czym osadzili to wszystko. Na czym będzie opierała się ich przysięga... 

***

    Dzisiejszy ranek był niezwykle pracowity. Bynajmniej dla Harry'ego Potter'a, który przegrywając walkę słowną z pewnym Ślizgonem, został zmuszony do dość długich zakupów w sklepie meblowym. Po nich wyczerpany wraz z zakupami dotarli do domu gdzie zaczął się kolejny etap piekła. Blondyn bowiem kazał mu poustawiać wszystkie meble według jego wizji. Więc tak o to wyglądał pokój małej Lilly, która zafascynowana akurat w tym momencie siedziała w łóżeczku oglądając bajkę. Po ustawieniu mebli przez Potter'a, efekt jaki wykombinował Draco był zadziwiający. Łóżeczko Lily zostało ustawione na samym środku pomieszczenia. Na przeciwko mebla został powieszony na ścianie telewizor, pod nim stała mała, biała szafeczka z ubrankami małej. Przy posłaniu z jednej strony stał sporych rozmiarów fotel, z nim biblioteczka po brzegi wypełniona najróżniejszymi książeczkami. Niektóre opowiadały o smokach i walecznych rycerzach, inne natomiast były wstępnymi podręcznikami zawierającymi przeróżne ciekawostki na temat przedmiotu. Z drugiej strony stała komoda wypełniona przyrządami do higieny. Spore lustro połączone z toaletką, znajdowało się nieopodal okna, które oświetlało sporą część pomieszczenia. W meblu z szklaną taflą. Na małych haczykach zawieszonych u korony wisiało kilka par małych bucików. Draco zadbał o przyszłościowy wystrój pokoju Lily. Wszystko było stonowane, dziewczęce oraz ewidentnie dopasowane, meble nie przytłoczyły małej wielkości pomieszczenia. W pokoju dominował delikatny róż przeplatający się z białym kolorem - odcieniem mebli oraz dywanu, który zachęcał do zanurzenia bosych stóp w swojej powierzchni, umieszczonego pod łóżeczkiem. Potter wręcz oniemiał z wrażenia, a ich córeczka nadal siedziała grzecznie w łóżeczku wpatrzona w wielki ekran. Jej głowa opadała na poduszki, a blond włosy gubiły się pomiędzy bielą.
- Perfekcyjnie. - Określił swoje dzieło Szarooki, oczekując co najmniej pochwały. Ówcześnie się prostując i wysuwając swój podbródek. 
- Oczywiście. - Odpowiedział, następnie po chwili przedrzeźniając głos Draco. - Ten kolor różu jest inny niż ten! - Chcąc pokazać przykład, chwycił dwie poduszeczki leżące niedaleko i z teatralnym westchnieniem rzucił je na podłogę. Zbyt blisko Blondyna. Zbyt blisko jego ręki. Mógł to przewidzieć, jednakże nie zrobiwszy tego... Dostał jedną z poduszek prosto w łeb. 

***

   Dwie kobiety przemierzały salon z sukniami szukając tej jedynej. Tej, w której będzie stała na ślubnym kobiercu. Ginny Weasley jako swoją towarzyszkę wzięła żonę swojego brata - Hermione Granger. Dokładnie pamiętała jak ona wyglądała na swoim ślubie. Jej piękna prosta, biała suknia, dopasowana do tali... Och, tego nie da się opisać. Wiedziała, że ma gust i jest szczera do bólu. Jako pierwsza w oko wpadła jej prosta różowa suknie, delikatna i jasna, idealna. Po przymierzeniu i wysłuchaniu monologu Hermiony na tema dość sporej ceny ubrania, kupiła ją. Teraz zostały z ubioru tylko buty i dekoracje. Ale ozdoby to już inna bajka. Buty, które znalazła, miały ten sam kolor - blady róż, dodatkową ozdobą okazał się mały kwiatek siedzący na czubku pantofelka. Przyszła Pani Zabini zadowolona wróciła do domu, rzuciła płaszcz w przedpokoju i weszła do salonu. Rozstała się z towarzyszką przy jej domu, więc była teraz sama. W sypialni leżał Blaise i wypoczywał. Jego garnitur od dawna wisiał w szafie, wraz z resztą ubioru. Z zamiarem zrobienia jakiegoś obiadu weszła do ich kuchni, położonej na lewo od korytarza, stanęła przerażona w progu i spotkała się z czarnymi oczyma patrzącymi na nią. 
- J-jak ? - Powiedziała jąkając się. Dokładnie pamiętała jak Pansy mówiła, że nie da rady stanąć przez co najmniej tydzień. Nie powinien mieć tyle siły. On natomiast przekrzywił swoją szyje ukazując dwa ślady kłów.
Zrozumiała. Bynajmniej próbowała.


***

- Dawaj mi go! - Krzyknął. - Jestem taki mokry! Daj mi go natychmiast!
- Krzycz, ale wiedz, że on i tak jest mój! - Powiedział bezczelnie Harry Potter pokazując szereg białych zębów. To chyba wyprowadziło Blondyna z równowagi na tyle, że rzucił się na kochanka z jednym zamiarem. - Draco! Oddawaj parasol! - Wyartykułował po tym jak Szarooki na niego wskoczył. Lily patrzyła na nich jak na idiotów co chwilkę uśmiechając się z pobłażaniem.Te zakupy to był koszmarny pomysł. 
  Ona nie musiała się martwić, że będzie mokra, wózek jaki uzyskał Potter miał zabezpieczenie w postaci folii przeciwdeszczowej, a fakt, iż była dzieckiem Dracona nie polepszał sprawy, jej mimika, pomimo wieku była naprawdę zadziwiająca.
  Gdy mężczyźni się pogodzili i razem zgodnie szli pod zielono-czerwonym parasolem. Wchodząc do sklepu chwycili jeden z mugolskich wózków na kółkach i z determinacją przemierzali ciasne alejki. Dochodząc już na skraj cierpliwości z zwycięskim spojrzeniem, Potter chwyta paczkę pieluszek, która wygląda mniej więcej tak jak opisał mu ją Malfoy. 
- To ? - Pyta dla pewności Zielonooki.
- Tak, wrzucaj. 
Po drodze do kasy dodawali do koszyka niezbędne produkty do przeżycia w ich świecie. W ich małym ciasnym świecie, tam gdzie od samego początku są, tam gdzie ich egzystencja plącze się od początku znajomości, zawiłej znajomości... Tam, gdzie jedno zaklęcie zniszczyło wszystkie wspomnienia... Tam...

***

    Jak wiadomo, przed każdym ślubem mężczyźni wybywają z domu i pełni życia idą się zabawić. Wieczór kawalerski został przygotowany przez Ron'a Weasley'a, który wziął sobie ten dzień jako priorytet. Pijacki bełkot, alkohol i występ pewnych Pań w klubie nocnym były niezbędnością. Teraz szli zabawić w drugim klubie, który cieszył się ogromną renomą. Neonowe blaski odbijały się od szkiełek jednego z towarzyszów. Harry Potter, zostawiając swojego Blondyna w domu, uciekł od problemów i pojawił się na tym zdarzeniu. Aktualnie uczepiwszy się Rudowłosego pokazywał mu jak kręci się kula, znajdująca się przy barze. Przystojny pracownik oferował im różnego rodzaju napoje, a oni szaleli i korzystali z ostatniego dnia.
- P-proszę... Jeszcze troszeczkę, Roniaaaaczzkuuu! - Seplenił Brunet.
- Nie możesz Ha...y - Odpowiedział mężczyzna czkając.
- Ja kce iść już... - Powiedziała gwiazda wieczoru, Zabini. Jego rozszerzone oczy świadczyły tylko o jednym...
- Idziemy! - Krzyknął widząc, że jego towarzysz zaraz zwróci napoje jakie dziś zażył.
- Wreszcie się przestaniesz smuuuuciiićć - Nucił po cichu pijany Potter wracając do domu. 

***

   Przygotowania trwały w najlepsze, każda żywa dusza w domu została zagnana do roboty. Nie było wyjątków, nawet niechętny Ron siedział po uszy w kuchni pomagając Swojej mamie w najbardziej oczywistych rzeczach. Cicha muzyka wydobywała się z radia stojącego na parapecie, a Pani domu czym prędzej szykowała wszystko na uroczystość, która miała nastąpić niebawem. Jej jedyna córka wychodziła za mąż, może nie z takim kandydatem jakiego sobie wymarzyła, ale liczył się fakt, iż byli w sobie zakochani, co dość często okazywali. Molly Weasley, z odrobinką żalu przekazała dowodzenie nad swoim imperium dla Granger. Sama natomiast poszła zobaczyć jak wygląda jej córka, pilnie strzeżona przez swoją szaloną przyjaciółkę. Wszystko było piękne, cudowne, a zarazem tragicznie zwiastujące. 

***


Więc...
Katherine - Dziękuje za każde słowo jakie zamieściłaś w komentarzu. Jest mi niezmiernie miło, iż w ogóle miałaś chęć poświęcenia czasu i ocenienia wszystkiego. Takie komentarze czyta się z wielką przyjemnością. Jeszcze raz dziękuję ♥ ( Już lecę do czytania twojego rozdziału )
Arcanum Felis - Ilekroć czytam Twoją opinie, uśmiech jaki posiadam rozszerza się na moim obliczu. Naprawdę dziękuję za to, iż dotrwałaś ze mną do tego momentu. ♥
MartynqowyTrampeq ;3 - Dziękuję za komentarz, pamiętaj, że masz pisać i pisać!
welniewicz - Serdecznie witam, mam nadzieję, że nie obrzydzę Ci Drarry! Zapraszam do komentowania :D 
Sesil Mroczna - Witam na moim statku, kajuty są wolne, proszę się rozgościć. Dzięki za komentarz ♥
legna - Jest mi cholernie miło, iż skomentowałaś i (O Salazarze) Pochwaliłaś mnie - Jeśli mogę tak to ująć. 

Postanowiłam, iż pod koniec każdego rozdziału będzie umieszczone cokolwiek. 
I już w tym momencie - przepraszam, ale ten rozdział jest tak przesłodzony, chory i pisany w trakcie braku weny, przeplatającej się z chorobą...
(PoprawięGoKiedyś)

Wydawał się dłuższy.

wtorek, 26 stycznia 2016

Rozdział czwarty

Czasami nasze czyny są zatrważające, 
nasze myśli przerażające, 
a uczucia łamią
 wszelakie prawa logiki.
***

  Nigdy by nie wpadł na to by Potter mógł okazać, aż takie zadatki mózgu, kupił wszystko z listy jaką mu dał, a ubranka o dziwo były wręcz idealne. Lilly nadal śpiąc w jego pokoju mogła być na prawdę szczęśliwa z powodu takiego Ojca. Teraz tylko trzeba się nią zaopiekować, a On, o zgrozo, będzie za to odpowiedzialny, gdyż wie więcej niż Potter. Jeden z plusów posiadania znajomej, która zawsze chciała być i jest magomedykiem.  Zbyt często z nią przebywał studiując wszystko co uznał za przydatne, no cóż, im więcej wiemy tym lepiej, nigdy nie wiadomo co się nam przydarzy. Jego rozmyślania przerwał głos Potter'a, sugerujący, że powinni  iść spać. Draco udał się do dziecka, nałożył zaklęcia monitorujące dzięki, którym obudzi się gdy dziecko zapłacze lub wstanie, po czym wyszedł z pomieszczenia zostawiając szczelinkę w drzwiach. Ostrożności nigdy za wiele, prowadzony przez Harry'ego, który nie wiadomo kiedy chwycił jego dłoń, w stronę sypialni, mógł przewidzieć co za chwilę się zdarzy. Jak zawsze przeszedł obok obrazów i pełny szoku zauważył tam nikogo innego ja Severusa Snape, zamknął i otworzył oczy próbując dotrzeć do postaci, jednak tam jej już nie było, bynajmniej jej nie widział.

***

Co to...Dziecko płacze! Ledwo żywy mózg chłopca zarejestrował właśnie takie wydarzenie. Jakie dziecko ? Ach! Te dziecko! Nadal nie do końca przebudzony, stara się wyswobodzić z plątaniny kończyn, która go otacza. Ociężale po chwili wstaje i szybkim krokiem przechodzi obok obrazów otaczających Go z obu stron. W owych ramach widać ... Przerażony mężczyzna przeciera oczy i patrzy ponownie, nadal to samo. Powtarza czynność dwukrotnie nie dowierzając swojemu wzrokowi.
- S-severus? Ojcze? - Ledwo słyszalne zająknięcie w jego głosie może obrazować jego stan emocjonalny, to samo jeżeli chodzi o głośność dźwięku. W ciężkim szoku idzie prędko ku Lilly, która domaga się pożywienia. Uspokaja dziecko i mknie cicho do kuchni. Następnie karmi mlekiem z butelki. Dziewczynka wyczerpana płaczem oraz zaspokojona, oddala się w objęcia Morfeusza. Draco powolnym, cierpiętniczym krokiem idzie w kierunku sypialni, w której aktualnie śpi w najlepsze Potter. Nie zwraca uwagi na zielone oczy wpatrujące się w niego z zaciekawieniem. Idzie. Leży. Czuje ciepło bijące od drugiego ciała. Mimowolnie wtula się w drugą postać i zasypia.

***

   Rudowłosa dziewczyna przechadza się po pokoju usilnie starając się uspokoić. Jej narzeczony nadal nie wrócił, choć obiecał, iż przybędzie do domu przed nastaniem ranka. Co może być ważniejszego od ich ślubu ?! Papiery? Praca? A może On się waha... Nie! Na pewno musiał zrobić coś ważnego - pocieszała samą siebie, głupia, sentymentalna dziewucha. Już nad ranem... Świta, podkrążone ślepia Ginny Weasley ewidentnie wskazują jej poziom energii. Jest wyczerpana, a jej oczy zaczerwienione przez parogodzinny płacz. Bała się o niego! Kochała Go! Może nie tak jak Potter'a, ale się do niego przywiązała... Czy to miłość ? Po chwili w pokoju rozległ się odgłos szlochania. Dźwięk przerwał trzask drzwi, które chcąc przerwać płacz Pani otworzyły się i pokazały zgubę. Mężczyzna miał porwane szaty, a z cięć płynęły stróżki czerwonej cieczy. Przerażający był fakt, iż długie rozcięcie przecinało jego lico tworząc głęboką szramę. Rudowłosa przerażona pada na kolana przez drugą postacią, a jej oczy znów napełniają łzy. W błyskawicznym tępię podbiegła do kominka i pomimo pory skontaktowała się z jego najlepszą koleżanką...Magomedyczką...

***
Dwie kobiety chodziły po prostokątnym pomieszczeniu od jednej ściany do drugiej. Obie zaniepokojone stanem osoby, która jest dla nich ważna. Magomedyczka posiadająca już dość długie czarne włosy co chwilę zerkała w stronę pokoju, w którym leżał ranny. Nafaszerowała go lekami i teraz pozwoliła wypoczywać organizmowi. Pytała się sama Siebie czy Blaise przeżyje. Jego rany były dość głębokie... Jej rozważanie przezwał głos drugiej kobiety, ona jakby wiedząc o czym myśli zapytała się kryjąc łzy, które nieustanie spływały po jej policzku:
- Czy On... Przeżyje ? - Nie obchodziło ją, że cały będzie w bliznach, że może się zmienić w zwierzę, ważne było to, iż nie chciała go stracić. Nie teraz! Mieli zamieszkać razem, miała mu urodzić syna, mieli... Być szczęśliwi...
- Musi... Weasley... Musi. - Odpowiedziała odwrócona Zielonooka, mocno wierząc w swoje słowa.
Owe wyzwanie przeciął zgłuszony jęk pacjenta, jego świadomość wybudzała się powoli, a On nadal był w połowie w krainie snów. Tylko szkoda, iż nie śnił o pierwszym pocałunku jego i Ginny. Widział w ogóle co innego. Siebie, Draco i Pansy siedzących razem w Pokoju Wspólnym. 
 - Nie dotknąłbym takiej małej, plugawej zdrajczyni własnej krwi, choćby nie wiem jak wyglądała!
Kłamał.

***

- Godfryku... - Wymawia aktualnie ślepa osoba, macając szafkę obok, poszukuje okularów. Gdy znajduje zgubę zakłada ją na nos, ówcześnie przecierając oczy dłonią. Spoglądając w bok i widzi tylko czubek głowy swojego kochanka.  Wstaje i po drodze witając się z postaciami z ram obrazów kieruje się w stronę kuchni. Wstawia na kuchenkę czajnik i wsypuje do kolorowego kubka z żyrafą odpowiednią dawkę kawy. Dzień jak co dzień. Momentalnie zdaje sobie sprawę jaki błąd popełnił, ponownie podchodzi do szafki z szklankami i wyjmuje podobny do jego naczynia pucharek. Zapach świeżo zaparzonej kawy dociera do nozdrzy mężczyzny zakopanego w pościeli. Ów człowiek zdeterminowanym krokiem idzie ku pomieszczeniu, z którego wydobywa się przyjemny aromat. Schodzi po schodach, przechodzi przez salon i po chwili znajduje się w małej kuchni. Widzi Pottera delektującego się napojem oraz samotny kubek stojący przy nim. Nie myśląc, chwyta owe naczynie i bierze spory łyk ciepłego napoju. Czuje jak jego komórki przenika ciepło...Gubi się w tym słodkim uczuciu, ale jego błogi stan przerywa lekko zachrypnięty głos Harry'ego:
- Jak się spało ? - Jego zielone oczy z koncentracją wpatrują się w źrenice Blondyna. 
- Dziękuję, dobrze. 
Pierwsza rozmowa bez wrzasku. Pierwsze grzecznościowe pytanie. Pierwszy krok do miłości. 

***

- Gdzie ona... Powinna uciekać, gdzieś daleko. Daleko ode mnie. Bardzo daleko. On chce mnie, ale w wyrazie zemsty ją porwie... Ją... Ja...Ją kocham, nie, nie chce! Niech ona nie płaci za moje grzechy! Nie!  - Właśnie takie krzyki przerywały ciszę panującą w mieszkaniu Pansy Parkinson. Nieskładne zdania wypowiadane były co chwilę, w każdym były wypisany wielkie emocje, a osoba do, których były kierowane kucnęła przerażona przy swoim koledze, błądzącym między rzeczywistością, a snem. Natomiast jego narzeczona z obłąkanym wyrazem twarzy przyglądała się zaistniałej sytuacji. Nie reagowała. Była spięta, a jej mięśnie ledwo to wytrzymywały. Odezwała się po dłużysz czasie, po tym jak znajoma nafaszerowała go eliksirem uspokajającym, a On spoglądał  na nią intensywnie jakby sprawdzając czy nadal tu jest. W pełni wybudzony i uspokojony mężczyzna momentalnie okazuje zaniepokojenie się swoim stanem i skupiony patrzy na Ślizgonkę.
- Jest ? - Jego oczy skierowane w stronę Magomedyczki wyrażają smutek jakie zadało mu pytanie.
- Ależ co ? - Jej mózg od razu nawiedza wizja, że może przedawkowała jakiś eliksir przez co teraz On ma halucynacje.
- Ślad!
- Blizna na twarzy ?
- N-na twarzy? - Pyta jąkając się, jego ręka wędruje ku szyi, coś stwierdza, jednak one tego nie widzą. Mężczyzna  ma rozszerzone oczy i oddech przyśpieszony.
Kobieta znika w drugim pomieszczeniu znajdującym się niedaleko tego i po chwili przynosi mu lusterko. On ze strachem zerka w srebrną tafle przedmiotu i opada ponownie na łóżko. Zrezygnowanym wzrokiem chłonie biały kolor sufitu. To koniec. Nic już nie zrobi, na to nie ma leku, jest skażony. Przeklęty. Co pełnie będzie zagrażał innym. Tym, których kocha...

***

Zacznę od tego, iż chce przeprosić cholernie za tak długi odstęp czasowy pomiędzy rozdziałami oraz za kiczowaty skład tego. "Utwór" oczywiście jest nieskładny, krótki i wyjątkowo zagmatwany, ale w głębi serduszka i tak jestem szczęśliwa, ze coś napisałam. Dziękuję za wszystkie wcześniejsze komentarze, proszę o następne oraz o to byście nie wściekali się na mnie za to co robię. Pozdrawiam wszystkich cieplutko i życzę miłego dnia. 
(II)SLY.








niedziela, 17 stycznia 2016

Prośba!

Wielka prośba!
Proszę o głosy na mojego bloga  

http://sonda.hanzo.pl/sondy,255605,lVzH.html

To naprawdę będzie dla mnie motywujące w szczególności, iż pisanie następnego rozdziału idzie mi jak krew z nosa. 

Pozdrawiam i jeszcze raz błagam!
SLY

sobota, 9 stycznia 2016

Mamy coś, o co warto walczyć !

                                         Ostrzeżenia: Totalny brak kanonu.
     Zapewne każdy z nas odczuwał kiedyś ból, którego nie mógł opisać, taki, który zaszywał się w naszej pamięci powoli ja trawiąc, niszcząc wszystko co spotykał na swojej drodze.  Na pewno wszyscy pamiętają jego zupełną odwrotność, wspomnienie rozniecające małą iskierkę szczęścia. Tym naszym kawałkiem świata było nic innego jak Hogwart. Nasz dom, w tym momencie pozostający pod władzą zbyt ambitnego idioty...Wiele osób odeszło, wielu także poległo, poddając się i tracąc cały entuzjazm przytrzymujący ich przy życiu. Sądzę, iż większość pamięta to szczęście rozpierające przy każdym spotkaniu, ta euforia, spontaniczne wypowiedzi, brak strachu...Brak tego nieznośnego poczucia winy, za resztę, za tych co polegli, za tych, których już nie zobaczymy, za nich... Kiedyś byliśmy szanowani, teraz traktują nas jak śmieci, patrzą z politowaniem. Nie ma rzeczy bardziej okrutnej i bezwzględnej niż litość. To uczucie, jakim obdarza się kogoś słabego, kiedy nie starcza już sił na pogardę. Ile było poświęceń, buntów, marnych sztuczek ? Ile osób straciliśmy,  nie wspominając ile cierpieliśmy ?Czasem naprawdę czujemy się jak nic nie warte ścierwa... Kielich goryczy przelewa się nieustannie, czekamy na zbawienie, które chyba nie nastąpi... Czas brać sprawy w swoje ręce... Wbrew wszystkiemu... Podołamy ?

***

- Ok. Pansy, Granger, Blaise oraz Wy - Tu wskazując na grupkę piątoklasistów-  Będziecie odpowiadać za ochronę. Pomagacie komu się da.
- Wesley. Tak Ty rudy człowieku. Wybierz sobie drużynę do ataku. I jeszcze pamiętajcie te Światłokliki służą do ucieczki, UCIECZKI, każdy zrozumiał ? Nie chce słuchać o bohaterstwie, już jeden był Wybrańce.  Jesteście ranni, uciekacie. Nie będę Was wszystkich chował.
Szmer jaki przeszedł przez pomieszczenie można by uznać nawet za śmiech..Można by uznać..
- Dobra, powtarzam jeszcze raz. Strategia jest następująca. - Po chwili przed zebranymi pojawiły się karty przedstawiające poszczególne partery Hogwartu. - O tu, mniej więcej w wyjściu z lochów wysadzamy ten mur. Następnie niech każdy, tym korytarzem - szczególnie zaznaczonym kolorem zielonym - pobiegnie do wielkiej sali. Potem zbijcie parę szyb i czekajcie, aż wejdą. Pamiętajcie, że naszym oparciem jest element zaskoczenia, atakować. To nasza mała wojna, tu nie ma miejsca na skrypuły ..
Kończąc Swój monolog wyszedł z sali zaczynając Swoją własną bitwę. Miał jeden cel.. Uratować tego głuptasa...
***

Wszystkie polecenia Malfoya zostały wykonane. Jak na razie mieli szanse, nawet radzili sobie lepiej niż zdezorientowani Słudzy. Tak więc, każda osoba, która sądziła, iż ma o co walczyć w tym momencie pojedynkowała się z grupami napastników pragnących im zabrać część serca. Stało się wiele rzeczy odkąd Potter zniknął. Szkoła była własnością nikogo innego jak, Śmierciożerców. Tych, którzy utworzyli swoje nowe szeregi pod przewodnikiem...Bellatrix Lestrange. Wszyscy wiem, iż od dawna wręcz czciła Czarnego Pana, okazało się, że nawet do takiego stopnia by się nim stać... Pośród kurzu i pyłu najbardziej zgranym "odziałem" byli Ślizgoni w zraz z Gryfonami.Całkowita przeciwność, a jednak tak łączna. Walka dopiero się zaczęła a już byłą na tak wysokim poziomie. Było słychać tylko wrzaski oraz  poniekąd odgłosy walących się budynków. Cegły odbijały się jedna o drugą. Ciszę rozszarpywały nie tylko długie kły wilkołaków, zagłębiających się w ciała ofiar. Walka wrzała, Śmierciożercy nie okazywali zbędnej litości. Przetrwają tylko najsilniejsi...Reszta zginie. Blond włosy chłopiec biegł co sił w nogach starannie dobierając kroki, robiąc   wszystko by pomóc...Pomóc... Jego misją było nie tylko znalezienie Pottera, ale także wykorzystanie każdej okazji by zabić przeciwnika. Dzisiejsze popołudnie można by oznaczyć jako zielone. Zaklęcia niewybaczalne, które od razu zastosowali Śmierciożercy przecinały całą długość sali.
- Diffindo - Zaklęcie rozszarpało jednego z przeciwników uczniów, który upadł na Ziemie z powodu osłabienia. Krew lała się powoli, był to widok smutny, a jednak pasjonujący. Czerwona strużka lecąca swoją własne prędkością..
- Dissendium - cicho wyszeptane zaklęcie otworzyło to czego szukał.
Po chwili znalazł się w jednej z ukrytych sal, Zwierciadło  Ain Eingarp znajdujące się na środku sali, lśniło i połyskiwało wręcz zachęcająco.  „AIN EINGARP ACRESO GEWTELA Z RAWTĄWT EIN MAJ IBDO”  Tak brzmiał napis znajdujący się na ramie ogromnego przedmiotu. Ślizgon podszedł do lustra oraz spojrzał w nie, tak jakby traktował je za szczęście, mały uśmiech błąkał się po jego ustach. Skupiając się nad swoim celem, zobaczył to co chciał - miejsce gdzie ukryty był Potter. Po sekundzie biegł ponownie, w zupełnie innym kierunku. Z tego co kojarzył, mała komórka przy pokoju życzeń wyglądała prawie tak samo. Po chwili zauważył postać przechadzającą się po korytarzu, śmiejącą się szaleńczym, dzikim śmiechem. Pierwszą myśl jaką wytworzyła jego świadomość głosiła - A jednak, oszalała. Ukrywając się w cieniu idąc pomału chciał przejść obok niej bez  zbędnych kłótni.
- Witaj Draco.
- Cześć Ciotko, czyżby wszystko było w porządku, zwłaszcza z humorem  ? - złośliwy uśmieszek zagościł na bladym obliczy.
- Zaraz będę musiała zabić swojego kochanego siostrzeńca. Szkooda. - Ten sam okropny dźwięk, który słyszał już wcześniej rozniósł się echem po pustej przestrzeni wypełniając ją.
- Nie jestem już dzieckiem.
- W to nie wątpię. - Skończywszy to mówiąc padło pierwsze zaklęcie niewybaczalne, chłopiec ledwo co uniknął spotkania z nim. Skóra ze błyskiem, narząd z zimnem.
- Depulso - zaklęcie zostało odparte, po chwili padło kolejne parę.. Nadszedł czas na ostateczność...
- Avada Kedavra! - Następnie stały się dwie rzeczy, obie sekundę po sekundzie, martwe truchło Bellatrix Lestrange padło na Ziemie, a Dracon Malfoy po raz pierwszy poczuł ukłucie żalu w sercu. Uczucie było natrętne, tak jakby pękła jakaś bariera, być może serce się złamało.
Idąc już trochę wolniej, oczywiście nie przerywając uważnego, wręcz zbytnio, obracania się za  Siebie i spoglądania w obie strony, zauważył jakąś postać pochylającą się nad nikim innym niż Luną Lovegood. Jej blond kosmyki włosów były pokryte szkarłatną cieczą, która nie  tylko była dookoła, pokrywając nawet oprawce - Fenrira Greybacka oraz ubrania atakującego jak i ofiary. Standardowo nasz bohater nie zastanawiając się nad niczym prócz chęci zemsty, za całe cierpienie oraz za to każde " Crucio ", które rzucił w jego stronę w ciągu ostatnich miesięcy.
- Avada Kedavra. - Ochrypły głos wyrywa się z piersi młodszego czarodzieja. To samo ukłucie, towarzyszące przy wcześniejszym akcie powraca, nie jest już co prawda jak sile, ale wciąż jest obecne.
Podbiegam do dziewczyny sądząc, iż dotarłem za późno, klęcząc sprawdzam puls.. Wyczuwam lekkie uderzenia. Żyje. Sięgam szybko po różdżkę, szeptam formułkę zaklęcia:
- Episkey - zaklęcie zaczyna zlepiać rany.
- Enervate - Zniwelowane rany nie są już tak ciężkie. Używając jej Światłoklika przenoszę ją do Pokoju        Życzeń - miejsca gdzie działa grupa opatrująca rany, zostawiam tam Lovedoog, idąc do wyjścia, slysze już tylko pomruk Granger opatrującej rany koleżanki.
Wracając na korytarz, którym szedłem do celu, w którym zdarzyło się tak wiele.. Dochodząc do upragnionego miejsca, otwierając drzwi, które są nienaturalnie uchylone nie przewiduje, że ta wielce "uwieziona" osoba mnie zaatakuje.
- Expulso! - krzyk Pottera przedziera się, aż do mnie. Odpycha mnie tak mocno, że uderzam w ścianę znajdującą się na korytarzu. Z nosa zaczyna mi lecieć krew, bosko.
- Super, Potter. Nie dość, że biegam za Tobą od 2 godzin, zabijając po kolei każdego kto stanie mi na drodze, pomagając nawet Pomylunie i wtargając tu jak wariat, przygotowując całą tą szaradę, nie słyszę żadnego słowa podziękowania! Co z Ciebie za Gryfon, jak tak możesz traktować swojego wybawce ! - słaby głos wydobywa się z mojego gardła. Nadal opierając się o ścianę.
- Nie spodziewałem się, że ktoś mnie znajdzie. - Zdziwiony głos Pottera dociera do moich uszu.
- No to idziemy.
- Ale gdzie ? - On nie jest taki łatwowierny ? Zaczyna się bać.. Może to halucynacje. Przecież walnąłem o ścianę głową.
- Od ponad 2 godzin walczymy za Ciebie, więc radze Ci ruszyć ten Swój Złoty Tyłek!- wykrzykując ostatnie trzy słowa, podnoszę się z podłogi.
Wychodząc po chwili z tek klipki, kierujemy się do  Wielkiej Sali, wchodząc dostrzegamy tylko grupkę związanych oraz zaklebnowanych Śmierciożerców, siedzących pod lewą ścianą.
- W takim razie... Świętujemy!

***
Napisane już dość dawno, więc naprawdę nie odpowiadam za uszczerbki na zdrowiu!
Wszystkich Was ściskam i całuje ❣
Proszę o wytykanie wszystkich błędów!
SLY.

piątek, 8 stycznia 2016

Pośród zabłąkanych owieczek... Jestem ja!

                                                                                                                                                                                                                         

Część 1:
Bajka o Śmierci

Autorstwa Arachne