czwartek, 3 marca 2016

Rozdział siódmy

 Nic nie będzie takie same,
nie będziesz widział tych 
gwiazd na niebie, za nie,
 będziesz widział
 mnie i siebie.
- Sly.



    Wszystko gotowe, pomyślał świeżo upieczony mąż Rudowłosej Gryfonki, ich świstoklik był gotowy, wystarczyło jedne zbliżenie skóry do zimnego przedmiotu, a po chwili stali by podziwiając zatłoczone uliczki Londynu. Miasta miłości, upragnionego przez wielu. Jeden dotyk. Jedno zetknięcie. Jedno... 
- Kochanie? - mówi cicho rozgorączkowany, nie chce tego zawalić, zbyt dużo się starał.
- Tak? - Pyta się kochanka dopiero co przebudzona z dość twardego snu.
- Wyjeżdżamy. - Szepcze lakonicznie spoglądając na zegarek i oceniając ile czasu mają. 

***

- Auć! Weź tą rękę, Potter! To boli! - Krzyczy z rana Ślizgon wstając powoli i z bólem się prostując, zasnęli w tak dwuznacznej i niewygodnej pozycji, że ich mięśnie aktualnie odmawiają posłuszeństwa i usilnie chcą pokazać czego mają następnym razem nie robić. 
- Ciszej! - Jęczy Potter wychodząc spod Malfoy'a, jego głowa po raz kolejny pulsuje tym tępym bólem nie dając mu spokoju. Czuje się jak w momencie gdy jego umysł nawiedzał Voldemort, pragnąc coś z niego wyciągnąć. Chyba da sobie na spokój z piciem, skutki są niewyobrażalnie bolesne i niepewne. W szczególności z powodu, iż w głowie ma pustkę. Wstaje i przeciągając się, kieruje się do łazienki w celu wzięcia prysznica. Wchodzi pod strumień wody i oddaje się swojemu cichemu nałogowi, szoruje każdy skrawek ciała tak, aż jego skóra jest zaczerwieniona i wręcz pieczę. Wtedy odczuwa swobodę, jest czysty, bez skazy. Nie myśli o bliźnie, której nie chce oglądać. O tej szramie, w której imię zginęło tak wielu, o niej, o tym znaku, przez którego... Stał się inny. Ale ona kusi, zaprasza by spojrzeć w srebrną tafle lustra, by przejrzeć i zobaczyć to co się tam skrywa. Mimowolnie to robi, łamię się i nagle...
- Z-Zostaw mnie! - Słyszy histeryczny głos Blondyna, widzi jego spanikowane spojrzenie, widzi próbę ucieczki, widzi jak chęć walki znika, jak wyraz twarzy staje się pusty... On widzi, widzi  czego się dopuścił... Co zrobił... 
 Osuwa się na podłogę i opierając plecy o ścianę wpatrując się w jeden punkt na przeciwko.

***

- D-draco ? - woła Brunet po dłuższej chwili. Jego głos drży, co dawno mu się nie przydarzało. Blondyn, do którego zostało zadane ciche pytanie pojawia się w drzwiach łazienki i z uśmiechem pobłażania przygląda się bladej postaci. Zmienił się, dzięki Lily, która aktualnie siedzi u siebie i z uśmiechem ogląda bajkę. Zielonooki potrząsa głową i nadal patrząc w podłogę podnosi się i wychodzi, wymijając Ślizgona, który zaszczyca go zdziwionym spojrzeniem. Kieruję się w stronę jego kuchni. Och, nie. Stop. Ich kuchni. Wchodząc do pomieszczenia otwiera lodówkę i oferuje, iż pójdzie na zakupy. Chce uciec od odpowiedzialności, która nęka jego biedną dusze. Początkowo myśli, że oddalony od domu sklep wystarczy, jednakże ostatecznie kończy w jednym z klubów. Tam siedząc nad kieliszkiem zostaję napastowany przez Swojego przyjaciela, Weasley'a. Ów rudy osobnik początkowo delikatnie wypytuje się Złotego Chłopca co łączy go z jego szkolnym Nemezis.
   Mówi wszystko. Opisuje każdą emocje jaką czuje. Wyznaje, ze się zakochał, że nie wie co robić, ze wariuje. A drugi Gryfon słucha w milczeniu, spoglądając w szklane oczy, które ronią łzy skapujące na ciemny blat. Usilnie słucha.

***


    Jasne światło. O Godfryku, ZBYT jasne to mało powiedziane!
Takie właśnie myśli przecięły głowę Harry'ego Potter'a, który budząc się drugi dzień z kolei w stanie nietrzeźwości, jęczy z bólu. Ktoś rozszerza mu wargi i przykłada do nich małą buteleczkę. Początkowo się krztusząc i otwierając szeroko oczy z przerażenia patrzy na oprawcę, widząc tam tylko ironiczny uśmiech Hermiony uspokaja się i wypija podany eliksir. Ból ustępuje, a On już wie, że trudna rozmowa będzie nieunikniona.  Aktualnie siedzą w ich kuchni, delikatni pomalowane ściany, mugolskie przedmioty i sporo szafek, w których wszystko pięknie poukładane zachwyca oko. Siedzi tu i dłońmi na swoim kubku, czeka, aż zacznie.
- Harry, możesz mi powiedzieć dlaczego ? - Pyta spoglądając na niego litościwie, On zna ten wzrok, doskonale go pamięta. To On był na niego kierowany przez cały Turniej Trójmagiczny, to On powiązany z wymuszonym uśmiechem gościł na twarzach innych, to on mówił "Biedny Harry" To przez niego się zmienił.
- Nie wiem Hermiono, naprawdę nie wiem. - Mówi szczerze spuszczając swoje oczy na wzór naczynia trzymanego w dłoniach.
- Harry... - Mówi błaganie. - Co Ty do niego czujesz ?! - Jej twarz przecina gniewny grymas, nie tylko z powodu tego, iż najzwyczajniej w świecie zdenerwowała się na Pottera, och, jest całkowicie inny powód. Aktualnie ukryty pod wieloma czynnikami.
- Tego też nie wiem. Ja... chba go...chba już... Ja... go chyba... Lbie- wybełtał niezrozumiale, rumieniąc się nieznacznie. Dziewczyna na ten widok wywróciła oczami, a stojący za mężczyzną Ron chichotał trzymając swoją dłoń przy ustach. Po chwili jednak uspokoił się i spojrzał w oczy swojej żony. Ona tylko potwierdziła, to co było dla nich końcem.
-  Kochasz Go ? - Zapytała prosto z mostu, po wielu minutach rozmowy, gdy Harry próbował wyrazić swoje uczucia. Bohater zastanawiał się chwilę, analizując to co czuł do Cho oraz Ginny i stwierdził łamiącym się głosem, iż...
- T -to... prawdopodobne. 

***

   Mała dziewczynka szła trochę chwiejnym krokiem w kierunku swojego rodziciela. Kurczowo trzymała jedną ręką komody stojącej obok, bojąc się zbłaźnić przed ojcem. Jej blond włosy związane w krótki, luźny warkocz zdobiły skronie. Miała już prawie półtora roku i zmieniała się z dnia na dzień.  On to widział, przyglądał się jej, rozmyślając co będzie dalej. Nosiła jego nazwisko, co nie ułatwiało jej startu w Wielkim Świecie. Owe myśli przerwał odgłos upadku oraz ciche warknięcie dziecka, które siedziało na podłodze. Po chwili wazon stojący na meblu obok upadł z głośnym brzdękiem tłukąc się na wiele odłamków. Draco z uśmiechem pobłażania przyglądał się jej i naprawił niszczony przedmiot. Rosła mała, uparta żmijka, rozwijała się i naprawdę stawała się coraz groźniejsza. Ślizgon idealny ? Podniósł blondynkę i odszedł na kilka kroków, powtarzając to co robiła jego matka. Bynajmniej tak wynikało z tych wszystkich opowieści jakie usłyszał w swoim życiu.
   Gryffon, który uciekł wczoraj wieczorem nie pojawił się jeszcze przez co czuł się odrobinkę zaniepokojony, ale mógł się tego po nim spodziewać. Odwraca się kiedy tylko wtedy gdy coś zrobi, gdy spieprzy coś tak bardzo, że sumienie go maltretuje, a on rozmyśla nad tym jak może to naprawić. Typowo Gryfońskie zachowanie, jednakże On wie, że za tym kryje się coś więcej. Dużo więcej, zbyt dobrze Go poznał, zbyt dobrze opanował wszystkie jego gesty, miny. Zbyt szybko zrozumiał, że jest dla niego niezwykle ważny. Zbyt szybko Go straci.

***

    Harry był dzisiaj wyjątkowo przyciszony. Zbyt przyciszony, co musiało zwiastować wielką burze, która nastąpi zapewne niebawem. Nie reagował nawet na Draco, który usilnie starał się wyprowadzić Go z równowagi swoimi komentarzami. Blondyn w końcu nie wytrzymał i z zaciętym wyrazem twarzy krzyczał chodząc po pokoju. Krytykował wszystko co mu się nawinęło pod oczy nie patrząc nawet, na fakt, iż sam był twórcą większości niedociągnięć. Trząsł się zirytowany, a jedyną istotą, która od razu przeganiała jego złość była Lily. Na szczęście Potter odkrył jej umiejętności i podsuwał ją Szarookiemu n tak długo jak się da.
    Oczywiście, brakowało mu tych rozmów, które z nim prowadził. Ba! Tęsknił za nimi, co było dość przerażające. Zaczął ponownie rozmawiać z lustrem powoli zamykając w sobie ostatnie pokłady normalności. Uciekał od zmartwionych spojrzeń Hermiony w pracy i od bystrych Ślizgońskich, które umiejętnie obserwowały jego ranne starania nie obudzenia domu. Wychodził szybko, przychodził do pracy szybko i zamykał się w swoim ohydnie pomalowanym pokoju na długie godziny ślęcząc przy papierach. Pomimo długiej listy osób przeciw, znalazła się ta, która uważała to za istny cud i dziękowała za ten zapał Merlinowi. Pracodawca Harry'ego był wniebowzięty widząc zaangażowanie Gryfona, który brał coraz więcej na swoje barki. Nie pytał co się stało, szkarłat jego szat i tak już go odstraszał, a zacięta mimika, która co chwilę się zmieniała i sprzeczała ze sobą ewidentnie potwierdziły, go w przekonaniu, iż Złoty Chłopiec zwariował.
    Papiery jeszcze z czasów wojny walały się po jego pokoju do niedawna. Do momentu, w którym dowiedział się tego co zrobił, Nadal nie rozumiał, dlaczego splamił tak swoją duszę, ale chciał poznać odpowiedź na dręczące go pytanie. Był zakłopotany, przerażony, a to, iż powoli rozpoznawał uczucia jakimi zaczął darzyć Blondyna wcale nie pomagały mu skupić się w domu na czymkolwiek. Błądził myślami, czasami przyłapując się na uciążliwym wpatrywaniu się w towarzysza. Słuchając rad Hermiony, miał nic nie robić. Siedzieć bezczynnie i przyglądać się jak powoli niszczy sobie życie. Czy On wyglądał na osobę, która poddaje się bez walki ?

***

     Kasztanowo włosa Gryfonka siedziała przed Telewizorem trzymając w dłoniach kubek parującego płynu. Jej ciało owinięto kocami w taki sposób, że z kokonu nieśmiało wyglądała jej głowa. Obok niej rozwalony Ron siorbał kawę czytając najnowsze wydanie Proroka. W pewnym momencie postawił go na szklanym stoliku i z niedowierzaniem czytał artykuł przewracając niecierpliwie strony. Po chwili takiego ekstremalnego czytania zaciekawiona Hermiona spojrzała na męża i zabrała mu gazetę co skomentował cichym burknięciem. Z czasem gdy coraz bardziej zagłębiała się w tekst tym jej oczy poszerzały się z przerażenia. Ona wiedziała co to będzie znaczyć. Czuła, że nie będzie dobrze.
- R-ron ? - szepnęła współczującym głosem.
- Tak kochanie ? - Odpowiedział odrobinkę znużony.
- Co teraz będzie ? - Jej głos załamał się, jednak po sekundzie ciągnęła dalej - M-musimy mu powiedzieć...
- Chcesz by Nas znienawidził ? Przecież ON był dla niego wszystkim! - Wrzasnął wstrząśnięty.
Dobrze wiedział co wtedy zrobili. Dokładnie pamiętał oczy, które wpatrywały się w niego z żalem i wielką prośbą, ściśnięte serce i to poczucie utraty czegoś o czym już nie pamiętał. Dużo lepiej było z Ślizgonem, to potraktował jako przyjemność. Nie zważając na jego protesty i wrzaski zabrał mu to co było jego skarbem. A co najgorsze, zrobił to dla niej i przez nią. Przez kobietę, która siedziała obok.

***

     Zdobiona rama obrazu ukrywała nie tylko postać, która siedziała w niej zdobiąc szare płótno. Nie tylko pokazywała jej rysy i okazywała całą sylwetkę. A czym one są ? Obrazy... można uznać za łącznik z naszymi bliskimi, za osobami, których nam brakuje. Uciekamy od rzeczywistości, w której już ich nie ma szukając ukojenia w ich spojrzeniach, w ich zachrypniętym głosie, który sobie wyobrażamy. Pełnią one także jakąś formę podparcia. Są niczym cichy dotyk ukochanej osoby po burzliwym dniu, niczym łyk wody w słoneczny dzień... Są ważne...
Bynajmniej takie zdanie wyrobił sobie Harry Potter wydając kwotę równą wartości dwóch domów na stworzenie sześciu obrazów z malunkami ważnych osób. Dla niego bardzo.

Dobra, przyznaję się bez bicia, że naprawdę nie mam siły i zbytniego pomysłu by napisać ten rozdział, siedzę nad nim cholernie długo i nic z tego. Tak więc stwierdziłam, że lepiej będzie jeśli wstawię chociaż jego część.  Więc to jest część pierwsza, jak już mówiłam. Mam zamiar także wstawiać jakieś krótkie miniaturki o różnej tematyce. Głównie po to by zebrać myśli na tyle... Och, nie przynudzam.


Dziękuję za każdy komentarz, który wielce mi pomaga w pisaniu!
Przepraszam, że na nie nie odpowiem, ale trochę brakuje mi słów, a nie chce by wyglądało to idiotycznie.
Witam na naszym pokładzie nie jaką:
Którą także zapraszam do rozgoszczenia się w którejś z kajut 
♥ ♥ ♥

Uwaga! Rozdział został przedłużony dnia 20 marca. 
Następny planuję na początek kwietnia. 


Część 1:
Bajka o Śmierci

Autorstwa Arachne