sobota, 9 stycznia 2016

Mamy coś, o co warto walczyć !

                                         Ostrzeżenia: Totalny brak kanonu.
     Zapewne każdy z nas odczuwał kiedyś ból, którego nie mógł opisać, taki, który zaszywał się w naszej pamięci powoli ja trawiąc, niszcząc wszystko co spotykał na swojej drodze.  Na pewno wszyscy pamiętają jego zupełną odwrotność, wspomnienie rozniecające małą iskierkę szczęścia. Tym naszym kawałkiem świata było nic innego jak Hogwart. Nasz dom, w tym momencie pozostający pod władzą zbyt ambitnego idioty...Wiele osób odeszło, wielu także poległo, poddając się i tracąc cały entuzjazm przytrzymujący ich przy życiu. Sądzę, iż większość pamięta to szczęście rozpierające przy każdym spotkaniu, ta euforia, spontaniczne wypowiedzi, brak strachu...Brak tego nieznośnego poczucia winy, za resztę, za tych co polegli, za tych, których już nie zobaczymy, za nich... Kiedyś byliśmy szanowani, teraz traktują nas jak śmieci, patrzą z politowaniem. Nie ma rzeczy bardziej okrutnej i bezwzględnej niż litość. To uczucie, jakim obdarza się kogoś słabego, kiedy nie starcza już sił na pogardę. Ile było poświęceń, buntów, marnych sztuczek ? Ile osób straciliśmy,  nie wspominając ile cierpieliśmy ?Czasem naprawdę czujemy się jak nic nie warte ścierwa... Kielich goryczy przelewa się nieustannie, czekamy na zbawienie, które chyba nie nastąpi... Czas brać sprawy w swoje ręce... Wbrew wszystkiemu... Podołamy ?

***

- Ok. Pansy, Granger, Blaise oraz Wy - Tu wskazując na grupkę piątoklasistów-  Będziecie odpowiadać za ochronę. Pomagacie komu się da.
- Wesley. Tak Ty rudy człowieku. Wybierz sobie drużynę do ataku. I jeszcze pamiętajcie te Światłokliki służą do ucieczki, UCIECZKI, każdy zrozumiał ? Nie chce słuchać o bohaterstwie, już jeden był Wybrańce.  Jesteście ranni, uciekacie. Nie będę Was wszystkich chował.
Szmer jaki przeszedł przez pomieszczenie można by uznać nawet za śmiech..Można by uznać..
- Dobra, powtarzam jeszcze raz. Strategia jest następująca. - Po chwili przed zebranymi pojawiły się karty przedstawiające poszczególne partery Hogwartu. - O tu, mniej więcej w wyjściu z lochów wysadzamy ten mur. Następnie niech każdy, tym korytarzem - szczególnie zaznaczonym kolorem zielonym - pobiegnie do wielkiej sali. Potem zbijcie parę szyb i czekajcie, aż wejdą. Pamiętajcie, że naszym oparciem jest element zaskoczenia, atakować. To nasza mała wojna, tu nie ma miejsca na skrypuły ..
Kończąc Swój monolog wyszedł z sali zaczynając Swoją własną bitwę. Miał jeden cel.. Uratować tego głuptasa...
***

Wszystkie polecenia Malfoya zostały wykonane. Jak na razie mieli szanse, nawet radzili sobie lepiej niż zdezorientowani Słudzy. Tak więc, każda osoba, która sądziła, iż ma o co walczyć w tym momencie pojedynkowała się z grupami napastników pragnących im zabrać część serca. Stało się wiele rzeczy odkąd Potter zniknął. Szkoła była własnością nikogo innego jak, Śmierciożerców. Tych, którzy utworzyli swoje nowe szeregi pod przewodnikiem...Bellatrix Lestrange. Wszyscy wiem, iż od dawna wręcz czciła Czarnego Pana, okazało się, że nawet do takiego stopnia by się nim stać... Pośród kurzu i pyłu najbardziej zgranym "odziałem" byli Ślizgoni w zraz z Gryfonami.Całkowita przeciwność, a jednak tak łączna. Walka dopiero się zaczęła a już byłą na tak wysokim poziomie. Było słychać tylko wrzaski oraz  poniekąd odgłosy walących się budynków. Cegły odbijały się jedna o drugą. Ciszę rozszarpywały nie tylko długie kły wilkołaków, zagłębiających się w ciała ofiar. Walka wrzała, Śmierciożercy nie okazywali zbędnej litości. Przetrwają tylko najsilniejsi...Reszta zginie. Blond włosy chłopiec biegł co sił w nogach starannie dobierając kroki, robiąc   wszystko by pomóc...Pomóc... Jego misją było nie tylko znalezienie Pottera, ale także wykorzystanie każdej okazji by zabić przeciwnika. Dzisiejsze popołudnie można by oznaczyć jako zielone. Zaklęcia niewybaczalne, które od razu zastosowali Śmierciożercy przecinały całą długość sali.
- Diffindo - Zaklęcie rozszarpało jednego z przeciwników uczniów, który upadł na Ziemie z powodu osłabienia. Krew lała się powoli, był to widok smutny, a jednak pasjonujący. Czerwona strużka lecąca swoją własne prędkością..
- Dissendium - cicho wyszeptane zaklęcie otworzyło to czego szukał.
Po chwili znalazł się w jednej z ukrytych sal, Zwierciadło  Ain Eingarp znajdujące się na środku sali, lśniło i połyskiwało wręcz zachęcająco.  „AIN EINGARP ACRESO GEWTELA Z RAWTĄWT EIN MAJ IBDO”  Tak brzmiał napis znajdujący się na ramie ogromnego przedmiotu. Ślizgon podszedł do lustra oraz spojrzał w nie, tak jakby traktował je za szczęście, mały uśmiech błąkał się po jego ustach. Skupiając się nad swoim celem, zobaczył to co chciał - miejsce gdzie ukryty był Potter. Po sekundzie biegł ponownie, w zupełnie innym kierunku. Z tego co kojarzył, mała komórka przy pokoju życzeń wyglądała prawie tak samo. Po chwili zauważył postać przechadzającą się po korytarzu, śmiejącą się szaleńczym, dzikim śmiechem. Pierwszą myśl jaką wytworzyła jego świadomość głosiła - A jednak, oszalała. Ukrywając się w cieniu idąc pomału chciał przejść obok niej bez  zbędnych kłótni.
- Witaj Draco.
- Cześć Ciotko, czyżby wszystko było w porządku, zwłaszcza z humorem  ? - złośliwy uśmieszek zagościł na bladym obliczy.
- Zaraz będę musiała zabić swojego kochanego siostrzeńca. Szkooda. - Ten sam okropny dźwięk, który słyszał już wcześniej rozniósł się echem po pustej przestrzeni wypełniając ją.
- Nie jestem już dzieckiem.
- W to nie wątpię. - Skończywszy to mówiąc padło pierwsze zaklęcie niewybaczalne, chłopiec ledwo co uniknął spotkania z nim. Skóra ze błyskiem, narząd z zimnem.
- Depulso - zaklęcie zostało odparte, po chwili padło kolejne parę.. Nadszedł czas na ostateczność...
- Avada Kedavra! - Następnie stały się dwie rzeczy, obie sekundę po sekundzie, martwe truchło Bellatrix Lestrange padło na Ziemie, a Dracon Malfoy po raz pierwszy poczuł ukłucie żalu w sercu. Uczucie było natrętne, tak jakby pękła jakaś bariera, być może serce się złamało.
Idąc już trochę wolniej, oczywiście nie przerywając uważnego, wręcz zbytnio, obracania się za  Siebie i spoglądania w obie strony, zauważył jakąś postać pochylającą się nad nikim innym niż Luną Lovegood. Jej blond kosmyki włosów były pokryte szkarłatną cieczą, która nie  tylko była dookoła, pokrywając nawet oprawce - Fenrira Greybacka oraz ubrania atakującego jak i ofiary. Standardowo nasz bohater nie zastanawiając się nad niczym prócz chęci zemsty, za całe cierpienie oraz za to każde " Crucio ", które rzucił w jego stronę w ciągu ostatnich miesięcy.
- Avada Kedavra. - Ochrypły głos wyrywa się z piersi młodszego czarodzieja. To samo ukłucie, towarzyszące przy wcześniejszym akcie powraca, nie jest już co prawda jak sile, ale wciąż jest obecne.
Podbiegam do dziewczyny sądząc, iż dotarłem za późno, klęcząc sprawdzam puls.. Wyczuwam lekkie uderzenia. Żyje. Sięgam szybko po różdżkę, szeptam formułkę zaklęcia:
- Episkey - zaklęcie zaczyna zlepiać rany.
- Enervate - Zniwelowane rany nie są już tak ciężkie. Używając jej Światłoklika przenoszę ją do Pokoju        Życzeń - miejsca gdzie działa grupa opatrująca rany, zostawiam tam Lovedoog, idąc do wyjścia, slysze już tylko pomruk Granger opatrującej rany koleżanki.
Wracając na korytarz, którym szedłem do celu, w którym zdarzyło się tak wiele.. Dochodząc do upragnionego miejsca, otwierając drzwi, które są nienaturalnie uchylone nie przewiduje, że ta wielce "uwieziona" osoba mnie zaatakuje.
- Expulso! - krzyk Pottera przedziera się, aż do mnie. Odpycha mnie tak mocno, że uderzam w ścianę znajdującą się na korytarzu. Z nosa zaczyna mi lecieć krew, bosko.
- Super, Potter. Nie dość, że biegam za Tobą od 2 godzin, zabijając po kolei każdego kto stanie mi na drodze, pomagając nawet Pomylunie i wtargając tu jak wariat, przygotowując całą tą szaradę, nie słyszę żadnego słowa podziękowania! Co z Ciebie za Gryfon, jak tak możesz traktować swojego wybawce ! - słaby głos wydobywa się z mojego gardła. Nadal opierając się o ścianę.
- Nie spodziewałem się, że ktoś mnie znajdzie. - Zdziwiony głos Pottera dociera do moich uszu.
- No to idziemy.
- Ale gdzie ? - On nie jest taki łatwowierny ? Zaczyna się bać.. Może to halucynacje. Przecież walnąłem o ścianę głową.
- Od ponad 2 godzin walczymy za Ciebie, więc radze Ci ruszyć ten Swój Złoty Tyłek!- wykrzykując ostatnie trzy słowa, podnoszę się z podłogi.
Wychodząc po chwili z tek klipki, kierujemy się do  Wielkiej Sali, wchodząc dostrzegamy tylko grupkę związanych oraz zaklebnowanych Śmierciożerców, siedzących pod lewą ścianą.
- W takim razie... Świętujemy!

***
Napisane już dość dawno, więc naprawdę nie odpowiadam za uszczerbki na zdrowiu!
Wszystkich Was ściskam i całuje ❣
Proszę o wytykanie wszystkich błędów!
SLY.

3 komentarze:

  1. Wreszcie mam czas komentować. Ten wpis jest inny niż wszystkie. Podoba mi się ;)
    Fajny szablon :)
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Skoro prosisz o wytykanie błędów, to znaleźliśmy jeden: chyba zamiast Gryffoni powinno być Gryfoni, ale to drobny szczegół.
    Bardzo spodobał nam się tekst.
    Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za powiadomienie o błędzie! Dobrze wiem, że trzeba usuwać niedoskonałości. Dziękuję także za opinie!
      Pozdrawiam
      SLY

      Usuń

Część 1:
Bajka o Śmierci

Autorstwa Arachne