"Mądry człowiek nie opłakuje przegranej,
lecz żwawo szuka sposobu,
jak wyleczyć odniesione rany."
- William Shakespeare.
Ciemno włosa kobieta krzątała się po kuchni, przeklinając jeden dzień. Ten, w którym poddała się i przestała walczyć z uczuciem. Z jedną cholerną emocją. Jej worki pod oczami oświadczały jasno, że nie sypia zbyt dobrze. I to przez co ? Chodź... Raczej przez kogo. Płaczące dziecko leżało w pokoju obok oz najmując, iż jest głodne. Nie miała nikogo. Ani męża, ani kochającej rodziny. Została jej pozbawiona przez wojnę. Nie dawała już rady, niedawno dowiedziała się, że Ojciec dziecka także się poddał i to swojemu wrogowi. Pamiętała jak nawzajem razem z Blais'em rozmawiali o wszystkim. O smutku, złości. Kojarzy, że w wzroku obu była mała iskierka nadziei na lepszą przyszłość. Pamięta jak mówili, iż po wojnie będzie spokój, założą rodzinę, będą mieszkać z dziećmi w rodowym domu, który odziedziczy po Ojcu... Rozmyślanie przerwał wielki szloch wydobywający się z pomieszczenia. Razem z butelką mleka, którego temperaturę sprawdziła wcześniej, przez przyzwyczajenie, które nabyła w swoim zawodzie, wychodzi z kuchni i udaje się do istoty wydającej ten dźwięk. Patrząc na nią widzi tylko jego. Dziecko - dziewczynka - nazwana Lilly posiada jej czarne włosy oraz... piękne szaro-niebieskie oczy, ostre rysy twarzy, bystro patrzy na swoja matkę, przez chwilę na jej twarzy widzi ten uśmiech. Uśmiech ojca. Mężczyzny, którego kochała, jednak musiała przestać. Tak nakazywał instynkt, szkoda, że część serca nadal czuła to samo... Tego, który poświęcił się w jej obronie. Dracona Malfoy'a, który bronił ją własnym ciałem, przyjmując na siebie niezliczoną ilość zaklęć wywołujących ból. Iście Gryffońskie zachowanie. Poświęcenie... Uczucie, którym się kierował musiały być bardzo silne. Przecież ma w sobie krew węża, nie lwa. Ich traktował jak śmieci, uważał za idiotów... Smutek zżerał ją od środka. Nie mogła tak dłużej. Nie... To musi się skończyć. Inaczej zabije je i siebie. Lilly...Mała, kochana Lilly. Odda je. On sobie poradzi. Ona zapomni. Musi. Tak trzeba. To konieczne...
***
Dzisiejszym priorytetem było wyjście do sklepy z odzieżą, gdyż oglądanie gołej klatki piersiowej pewnego blondyna, aktualnie mieszkającego z Potter'em, było dla niego... dość zaskakująco rozkojarzające, poniekąd to nie jego wina, że od takiego widoku zaczął stawać wcześniej *. W szczególności trzeba mu kupić górne części garderoby. Tak więc w dzisiejszym dniu Kruczowłosy mężczyzna obserwował swojego wroga, który ubierał płaszcz. Momentalnie na obliczu ubierającego się dziedzica utworzył się uśmiech. Ten, którego tak nienawidził. Grymas ów mówił : Jestem od ciebie lepszy. Bardziej wartościowy. Harry, używając całych pokładów swojej cierpliwości, stara się nie uderzyć Ślizgona. Jak wiadomo, był w Gryffndor'ze więc zapalczywość, bezmyślność i odwagę ma wręcz wpisaną w krew. Nagle podnosząc wzrok napotyka drugie spojrzenie, metaliczne spojówki zerkają na niego oczekująco. Zbawiciel topi się w tym pomimo emocji, które ogarniały go przed chwilą i tak szybko się ulotniły.
- Idziemy ? - pyta.
- Ach, no tak. - Harry otwiera drzwi i razem wsiadają do samochodu zaparkowanego nieopodal ich domu.
***
Zakapturzona postać powolnym, eleganckim, pełnym gracji krokiem, dochodzi do domu, zostawia przed nim koszyk, przykryty przepuszczającym powietrze kocykiem, Na "pakunek" zostało na rzucone zaklęcie ogrzewające, pod materiałem znajduje się koperta, opisane w niej jest wszystko, pomijając fakt kim jest ojciec dziecka, szczerze mówiąc historia, jest bardzo lakoniczna. Ostatnie łzy matki plamią narzutę, ostatnie słowa skierowane do dziecka opuszczają jej usta, ostatni dech skierowany na postać.
- Zegnaj. Lilly.Moja mała Lilly...
Postać znika.
***
Teoretycznie miało być to łatwe, tak bynajmniej sądził Kruczowłosy mężczyzna obładowany torbami. Jego towarzysz czerpał dość wielką przyjemność z mierzenia ubrań, których i tak nie miał zamiar kupować, tak więc na zakupach spędzili około trzy godziny. Ostatecznie Potter wyszedł z centrum handlowego w posiadaniu tylu ubrań, że jeśli by zechciał mógłby ubrać połowę Hogwartu. Albo i więcej osób, ponadto kupił szafę, która ma być dostarczona w najbliższym czasie. Wyraz ulgi na jego obliczu - gdy dotarł do pojazdu, pozbywając się bagażu - był większy niż wtedy, gdy skończyła się wojna. Naprawdę.
***
Dwójka mężczyzn dochodzi do drzwi swojego domu, oboje stają jak wmurowani patrząc na koszyk stojący przed ich domem, jeden z nich odkrywa wybrzuszenie, pierwsze słowa jakie daje radę wyartykułować to :
- O Kurwa.
- Po raz pierwszy się z Tobą zgodzę.
***
***
ROZDZIAŁ - a dokładniej część - DEDYKOWANY RUCIAKOWA'EJ <3
* - nie zaczął mu stawać - organ - na ten widok, tylko ON - osoba- zaczął wstawać wcześniej by oglądać Dracona. Polecam przeczytać to jeszcze raz xD
No, więc to tyle, dość krótkie, ale nie wyobrażam sobie by nie zakończyć w tym momencie.
Pozdrawiam,
Sly.
Fajny rozdział nie mogę sie doczekać kolejnej części i zapraszam na mój
OdpowiedzUsuńpamietnik-rossa-lyncha.blogspot.com
Rozdział krótki ale fajny ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na next!
Pozdrawiam
Arcanum Felis
Zapraszam do siebie zostaw po sobie ślad ;)
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
Salazarze, parę słów - jakże motywujących- a ja już mam pomysł na kolejną część.
UsuńBędę obserwować Twojego bloga ;)
UsuńO mój Boże. Drugi czytelnik <3 !
Usuń