wtorek, 26 stycznia 2016

Rozdział czwarty

Czasami nasze czyny są zatrważające, 
nasze myśli przerażające, 
a uczucia łamią
 wszelakie prawa logiki.
***

  Nigdy by nie wpadł na to by Potter mógł okazać, aż takie zadatki mózgu, kupił wszystko z listy jaką mu dał, a ubranka o dziwo były wręcz idealne. Lilly nadal śpiąc w jego pokoju mogła być na prawdę szczęśliwa z powodu takiego Ojca. Teraz tylko trzeba się nią zaopiekować, a On, o zgrozo, będzie za to odpowiedzialny, gdyż wie więcej niż Potter. Jeden z plusów posiadania znajomej, która zawsze chciała być i jest magomedykiem.  Zbyt często z nią przebywał studiując wszystko co uznał za przydatne, no cóż, im więcej wiemy tym lepiej, nigdy nie wiadomo co się nam przydarzy. Jego rozmyślania przerwał głos Potter'a, sugerujący, że powinni  iść spać. Draco udał się do dziecka, nałożył zaklęcia monitorujące dzięki, którym obudzi się gdy dziecko zapłacze lub wstanie, po czym wyszedł z pomieszczenia zostawiając szczelinkę w drzwiach. Ostrożności nigdy za wiele, prowadzony przez Harry'ego, który nie wiadomo kiedy chwycił jego dłoń, w stronę sypialni, mógł przewidzieć co za chwilę się zdarzy. Jak zawsze przeszedł obok obrazów i pełny szoku zauważył tam nikogo innego ja Severusa Snape, zamknął i otworzył oczy próbując dotrzeć do postaci, jednak tam jej już nie było, bynajmniej jej nie widział.

***

Co to...Dziecko płacze! Ledwo żywy mózg chłopca zarejestrował właśnie takie wydarzenie. Jakie dziecko ? Ach! Te dziecko! Nadal nie do końca przebudzony, stara się wyswobodzić z plątaniny kończyn, która go otacza. Ociężale po chwili wstaje i szybkim krokiem przechodzi obok obrazów otaczających Go z obu stron. W owych ramach widać ... Przerażony mężczyzna przeciera oczy i patrzy ponownie, nadal to samo. Powtarza czynność dwukrotnie nie dowierzając swojemu wzrokowi.
- S-severus? Ojcze? - Ledwo słyszalne zająknięcie w jego głosie może obrazować jego stan emocjonalny, to samo jeżeli chodzi o głośność dźwięku. W ciężkim szoku idzie prędko ku Lilly, która domaga się pożywienia. Uspokaja dziecko i mknie cicho do kuchni. Następnie karmi mlekiem z butelki. Dziewczynka wyczerpana płaczem oraz zaspokojona, oddala się w objęcia Morfeusza. Draco powolnym, cierpiętniczym krokiem idzie w kierunku sypialni, w której aktualnie śpi w najlepsze Potter. Nie zwraca uwagi na zielone oczy wpatrujące się w niego z zaciekawieniem. Idzie. Leży. Czuje ciepło bijące od drugiego ciała. Mimowolnie wtula się w drugą postać i zasypia.

***

   Rudowłosa dziewczyna przechadza się po pokoju usilnie starając się uspokoić. Jej narzeczony nadal nie wrócił, choć obiecał, iż przybędzie do domu przed nastaniem ranka. Co może być ważniejszego od ich ślubu ?! Papiery? Praca? A może On się waha... Nie! Na pewno musiał zrobić coś ważnego - pocieszała samą siebie, głupia, sentymentalna dziewucha. Już nad ranem... Świta, podkrążone ślepia Ginny Weasley ewidentnie wskazują jej poziom energii. Jest wyczerpana, a jej oczy zaczerwienione przez parogodzinny płacz. Bała się o niego! Kochała Go! Może nie tak jak Potter'a, ale się do niego przywiązała... Czy to miłość ? Po chwili w pokoju rozległ się odgłos szlochania. Dźwięk przerwał trzask drzwi, które chcąc przerwać płacz Pani otworzyły się i pokazały zgubę. Mężczyzna miał porwane szaty, a z cięć płynęły stróżki czerwonej cieczy. Przerażający był fakt, iż długie rozcięcie przecinało jego lico tworząc głęboką szramę. Rudowłosa przerażona pada na kolana przez drugą postacią, a jej oczy znów napełniają łzy. W błyskawicznym tępię podbiegła do kominka i pomimo pory skontaktowała się z jego najlepszą koleżanką...Magomedyczką...

***
Dwie kobiety chodziły po prostokątnym pomieszczeniu od jednej ściany do drugiej. Obie zaniepokojone stanem osoby, która jest dla nich ważna. Magomedyczka posiadająca już dość długie czarne włosy co chwilę zerkała w stronę pokoju, w którym leżał ranny. Nafaszerowała go lekami i teraz pozwoliła wypoczywać organizmowi. Pytała się sama Siebie czy Blaise przeżyje. Jego rany były dość głębokie... Jej rozważanie przezwał głos drugiej kobiety, ona jakby wiedząc o czym myśli zapytała się kryjąc łzy, które nieustanie spływały po jej policzku:
- Czy On... Przeżyje ? - Nie obchodziło ją, że cały będzie w bliznach, że może się zmienić w zwierzę, ważne było to, iż nie chciała go stracić. Nie teraz! Mieli zamieszkać razem, miała mu urodzić syna, mieli... Być szczęśliwi...
- Musi... Weasley... Musi. - Odpowiedziała odwrócona Zielonooka, mocno wierząc w swoje słowa.
Owe wyzwanie przeciął zgłuszony jęk pacjenta, jego świadomość wybudzała się powoli, a On nadal był w połowie w krainie snów. Tylko szkoda, iż nie śnił o pierwszym pocałunku jego i Ginny. Widział w ogóle co innego. Siebie, Draco i Pansy siedzących razem w Pokoju Wspólnym. 
 - Nie dotknąłbym takiej małej, plugawej zdrajczyni własnej krwi, choćby nie wiem jak wyglądała!
Kłamał.

***

- Godfryku... - Wymawia aktualnie ślepa osoba, macając szafkę obok, poszukuje okularów. Gdy znajduje zgubę zakłada ją na nos, ówcześnie przecierając oczy dłonią. Spoglądając w bok i widzi tylko czubek głowy swojego kochanka.  Wstaje i po drodze witając się z postaciami z ram obrazów kieruje się w stronę kuchni. Wstawia na kuchenkę czajnik i wsypuje do kolorowego kubka z żyrafą odpowiednią dawkę kawy. Dzień jak co dzień. Momentalnie zdaje sobie sprawę jaki błąd popełnił, ponownie podchodzi do szafki z szklankami i wyjmuje podobny do jego naczynia pucharek. Zapach świeżo zaparzonej kawy dociera do nozdrzy mężczyzny zakopanego w pościeli. Ów człowiek zdeterminowanym krokiem idzie ku pomieszczeniu, z którego wydobywa się przyjemny aromat. Schodzi po schodach, przechodzi przez salon i po chwili znajduje się w małej kuchni. Widzi Pottera delektującego się napojem oraz samotny kubek stojący przy nim. Nie myśląc, chwyta owe naczynie i bierze spory łyk ciepłego napoju. Czuje jak jego komórki przenika ciepło...Gubi się w tym słodkim uczuciu, ale jego błogi stan przerywa lekko zachrypnięty głos Harry'ego:
- Jak się spało ? - Jego zielone oczy z koncentracją wpatrują się w źrenice Blondyna. 
- Dziękuję, dobrze. 
Pierwsza rozmowa bez wrzasku. Pierwsze grzecznościowe pytanie. Pierwszy krok do miłości. 

***

- Gdzie ona... Powinna uciekać, gdzieś daleko. Daleko ode mnie. Bardzo daleko. On chce mnie, ale w wyrazie zemsty ją porwie... Ją... Ja...Ją kocham, nie, nie chce! Niech ona nie płaci za moje grzechy! Nie!  - Właśnie takie krzyki przerywały ciszę panującą w mieszkaniu Pansy Parkinson. Nieskładne zdania wypowiadane były co chwilę, w każdym były wypisany wielkie emocje, a osoba do, których były kierowane kucnęła przerażona przy swoim koledze, błądzącym między rzeczywistością, a snem. Natomiast jego narzeczona z obłąkanym wyrazem twarzy przyglądała się zaistniałej sytuacji. Nie reagowała. Była spięta, a jej mięśnie ledwo to wytrzymywały. Odezwała się po dłużysz czasie, po tym jak znajoma nafaszerowała go eliksirem uspokajającym, a On spoglądał  na nią intensywnie jakby sprawdzając czy nadal tu jest. W pełni wybudzony i uspokojony mężczyzna momentalnie okazuje zaniepokojenie się swoim stanem i skupiony patrzy na Ślizgonkę.
- Jest ? - Jego oczy skierowane w stronę Magomedyczki wyrażają smutek jakie zadało mu pytanie.
- Ależ co ? - Jej mózg od razu nawiedza wizja, że może przedawkowała jakiś eliksir przez co teraz On ma halucynacje.
- Ślad!
- Blizna na twarzy ?
- N-na twarzy? - Pyta jąkając się, jego ręka wędruje ku szyi, coś stwierdza, jednak one tego nie widzą. Mężczyzna  ma rozszerzone oczy i oddech przyśpieszony.
Kobieta znika w drugim pomieszczeniu znajdującym się niedaleko tego i po chwili przynosi mu lusterko. On ze strachem zerka w srebrną tafle przedmiotu i opada ponownie na łóżko. Zrezygnowanym wzrokiem chłonie biały kolor sufitu. To koniec. Nic już nie zrobi, na to nie ma leku, jest skażony. Przeklęty. Co pełnie będzie zagrażał innym. Tym, których kocha...

***

Zacznę od tego, iż chce przeprosić cholernie za tak długi odstęp czasowy pomiędzy rozdziałami oraz za kiczowaty skład tego. "Utwór" oczywiście jest nieskładny, krótki i wyjątkowo zagmatwany, ale w głębi serduszka i tak jestem szczęśliwa, ze coś napisałam. Dziękuję za wszystkie wcześniejsze komentarze, proszę o następne oraz o to byście nie wściekali się na mnie za to co robię. Pozdrawiam wszystkich cieplutko i życzę miłego dnia. 
(II)SLY.








niedziela, 17 stycznia 2016

Prośba!

Wielka prośba!
Proszę o głosy na mojego bloga  

http://sonda.hanzo.pl/sondy,255605,lVzH.html

To naprawdę będzie dla mnie motywujące w szczególności, iż pisanie następnego rozdziału idzie mi jak krew z nosa. 

Pozdrawiam i jeszcze raz błagam!
SLY

sobota, 9 stycznia 2016

Mamy coś, o co warto walczyć !

                                         Ostrzeżenia: Totalny brak kanonu.
     Zapewne każdy z nas odczuwał kiedyś ból, którego nie mógł opisać, taki, który zaszywał się w naszej pamięci powoli ja trawiąc, niszcząc wszystko co spotykał na swojej drodze.  Na pewno wszyscy pamiętają jego zupełną odwrotność, wspomnienie rozniecające małą iskierkę szczęścia. Tym naszym kawałkiem świata było nic innego jak Hogwart. Nasz dom, w tym momencie pozostający pod władzą zbyt ambitnego idioty...Wiele osób odeszło, wielu także poległo, poddając się i tracąc cały entuzjazm przytrzymujący ich przy życiu. Sądzę, iż większość pamięta to szczęście rozpierające przy każdym spotkaniu, ta euforia, spontaniczne wypowiedzi, brak strachu...Brak tego nieznośnego poczucia winy, za resztę, za tych co polegli, za tych, których już nie zobaczymy, za nich... Kiedyś byliśmy szanowani, teraz traktują nas jak śmieci, patrzą z politowaniem. Nie ma rzeczy bardziej okrutnej i bezwzględnej niż litość. To uczucie, jakim obdarza się kogoś słabego, kiedy nie starcza już sił na pogardę. Ile było poświęceń, buntów, marnych sztuczek ? Ile osób straciliśmy,  nie wspominając ile cierpieliśmy ?Czasem naprawdę czujemy się jak nic nie warte ścierwa... Kielich goryczy przelewa się nieustannie, czekamy na zbawienie, które chyba nie nastąpi... Czas brać sprawy w swoje ręce... Wbrew wszystkiemu... Podołamy ?

***

- Ok. Pansy, Granger, Blaise oraz Wy - Tu wskazując na grupkę piątoklasistów-  Będziecie odpowiadać za ochronę. Pomagacie komu się da.
- Wesley. Tak Ty rudy człowieku. Wybierz sobie drużynę do ataku. I jeszcze pamiętajcie te Światłokliki służą do ucieczki, UCIECZKI, każdy zrozumiał ? Nie chce słuchać o bohaterstwie, już jeden był Wybrańce.  Jesteście ranni, uciekacie. Nie będę Was wszystkich chował.
Szmer jaki przeszedł przez pomieszczenie można by uznać nawet za śmiech..Można by uznać..
- Dobra, powtarzam jeszcze raz. Strategia jest następująca. - Po chwili przed zebranymi pojawiły się karty przedstawiające poszczególne partery Hogwartu. - O tu, mniej więcej w wyjściu z lochów wysadzamy ten mur. Następnie niech każdy, tym korytarzem - szczególnie zaznaczonym kolorem zielonym - pobiegnie do wielkiej sali. Potem zbijcie parę szyb i czekajcie, aż wejdą. Pamiętajcie, że naszym oparciem jest element zaskoczenia, atakować. To nasza mała wojna, tu nie ma miejsca na skrypuły ..
Kończąc Swój monolog wyszedł z sali zaczynając Swoją własną bitwę. Miał jeden cel.. Uratować tego głuptasa...
***

Wszystkie polecenia Malfoya zostały wykonane. Jak na razie mieli szanse, nawet radzili sobie lepiej niż zdezorientowani Słudzy. Tak więc, każda osoba, która sądziła, iż ma o co walczyć w tym momencie pojedynkowała się z grupami napastników pragnących im zabrać część serca. Stało się wiele rzeczy odkąd Potter zniknął. Szkoła była własnością nikogo innego jak, Śmierciożerców. Tych, którzy utworzyli swoje nowe szeregi pod przewodnikiem...Bellatrix Lestrange. Wszyscy wiem, iż od dawna wręcz czciła Czarnego Pana, okazało się, że nawet do takiego stopnia by się nim stać... Pośród kurzu i pyłu najbardziej zgranym "odziałem" byli Ślizgoni w zraz z Gryfonami.Całkowita przeciwność, a jednak tak łączna. Walka dopiero się zaczęła a już byłą na tak wysokim poziomie. Było słychać tylko wrzaski oraz  poniekąd odgłosy walących się budynków. Cegły odbijały się jedna o drugą. Ciszę rozszarpywały nie tylko długie kły wilkołaków, zagłębiających się w ciała ofiar. Walka wrzała, Śmierciożercy nie okazywali zbędnej litości. Przetrwają tylko najsilniejsi...Reszta zginie. Blond włosy chłopiec biegł co sił w nogach starannie dobierając kroki, robiąc   wszystko by pomóc...Pomóc... Jego misją było nie tylko znalezienie Pottera, ale także wykorzystanie każdej okazji by zabić przeciwnika. Dzisiejsze popołudnie można by oznaczyć jako zielone. Zaklęcia niewybaczalne, które od razu zastosowali Śmierciożercy przecinały całą długość sali.
- Diffindo - Zaklęcie rozszarpało jednego z przeciwników uczniów, który upadł na Ziemie z powodu osłabienia. Krew lała się powoli, był to widok smutny, a jednak pasjonujący. Czerwona strużka lecąca swoją własne prędkością..
- Dissendium - cicho wyszeptane zaklęcie otworzyło to czego szukał.
Po chwili znalazł się w jednej z ukrytych sal, Zwierciadło  Ain Eingarp znajdujące się na środku sali, lśniło i połyskiwało wręcz zachęcająco.  „AIN EINGARP ACRESO GEWTELA Z RAWTĄWT EIN MAJ IBDO”  Tak brzmiał napis znajdujący się na ramie ogromnego przedmiotu. Ślizgon podszedł do lustra oraz spojrzał w nie, tak jakby traktował je za szczęście, mały uśmiech błąkał się po jego ustach. Skupiając się nad swoim celem, zobaczył to co chciał - miejsce gdzie ukryty był Potter. Po sekundzie biegł ponownie, w zupełnie innym kierunku. Z tego co kojarzył, mała komórka przy pokoju życzeń wyglądała prawie tak samo. Po chwili zauważył postać przechadzającą się po korytarzu, śmiejącą się szaleńczym, dzikim śmiechem. Pierwszą myśl jaką wytworzyła jego świadomość głosiła - A jednak, oszalała. Ukrywając się w cieniu idąc pomału chciał przejść obok niej bez  zbędnych kłótni.
- Witaj Draco.
- Cześć Ciotko, czyżby wszystko było w porządku, zwłaszcza z humorem  ? - złośliwy uśmieszek zagościł na bladym obliczy.
- Zaraz będę musiała zabić swojego kochanego siostrzeńca. Szkooda. - Ten sam okropny dźwięk, który słyszał już wcześniej rozniósł się echem po pustej przestrzeni wypełniając ją.
- Nie jestem już dzieckiem.
- W to nie wątpię. - Skończywszy to mówiąc padło pierwsze zaklęcie niewybaczalne, chłopiec ledwo co uniknął spotkania z nim. Skóra ze błyskiem, narząd z zimnem.
- Depulso - zaklęcie zostało odparte, po chwili padło kolejne parę.. Nadszedł czas na ostateczność...
- Avada Kedavra! - Następnie stały się dwie rzeczy, obie sekundę po sekundzie, martwe truchło Bellatrix Lestrange padło na Ziemie, a Dracon Malfoy po raz pierwszy poczuł ukłucie żalu w sercu. Uczucie było natrętne, tak jakby pękła jakaś bariera, być może serce się złamało.
Idąc już trochę wolniej, oczywiście nie przerywając uważnego, wręcz zbytnio, obracania się za  Siebie i spoglądania w obie strony, zauważył jakąś postać pochylającą się nad nikim innym niż Luną Lovegood. Jej blond kosmyki włosów były pokryte szkarłatną cieczą, która nie  tylko była dookoła, pokrywając nawet oprawce - Fenrira Greybacka oraz ubrania atakującego jak i ofiary. Standardowo nasz bohater nie zastanawiając się nad niczym prócz chęci zemsty, za całe cierpienie oraz za to każde " Crucio ", które rzucił w jego stronę w ciągu ostatnich miesięcy.
- Avada Kedavra. - Ochrypły głos wyrywa się z piersi młodszego czarodzieja. To samo ukłucie, towarzyszące przy wcześniejszym akcie powraca, nie jest już co prawda jak sile, ale wciąż jest obecne.
Podbiegam do dziewczyny sądząc, iż dotarłem za późno, klęcząc sprawdzam puls.. Wyczuwam lekkie uderzenia. Żyje. Sięgam szybko po różdżkę, szeptam formułkę zaklęcia:
- Episkey - zaklęcie zaczyna zlepiać rany.
- Enervate - Zniwelowane rany nie są już tak ciężkie. Używając jej Światłoklika przenoszę ją do Pokoju        Życzeń - miejsca gdzie działa grupa opatrująca rany, zostawiam tam Lovedoog, idąc do wyjścia, slysze już tylko pomruk Granger opatrującej rany koleżanki.
Wracając na korytarz, którym szedłem do celu, w którym zdarzyło się tak wiele.. Dochodząc do upragnionego miejsca, otwierając drzwi, które są nienaturalnie uchylone nie przewiduje, że ta wielce "uwieziona" osoba mnie zaatakuje.
- Expulso! - krzyk Pottera przedziera się, aż do mnie. Odpycha mnie tak mocno, że uderzam w ścianę znajdującą się na korytarzu. Z nosa zaczyna mi lecieć krew, bosko.
- Super, Potter. Nie dość, że biegam za Tobą od 2 godzin, zabijając po kolei każdego kto stanie mi na drodze, pomagając nawet Pomylunie i wtargając tu jak wariat, przygotowując całą tą szaradę, nie słyszę żadnego słowa podziękowania! Co z Ciebie za Gryfon, jak tak możesz traktować swojego wybawce ! - słaby głos wydobywa się z mojego gardła. Nadal opierając się o ścianę.
- Nie spodziewałem się, że ktoś mnie znajdzie. - Zdziwiony głos Pottera dociera do moich uszu.
- No to idziemy.
- Ale gdzie ? - On nie jest taki łatwowierny ? Zaczyna się bać.. Może to halucynacje. Przecież walnąłem o ścianę głową.
- Od ponad 2 godzin walczymy za Ciebie, więc radze Ci ruszyć ten Swój Złoty Tyłek!- wykrzykując ostatnie trzy słowa, podnoszę się z podłogi.
Wychodząc po chwili z tek klipki, kierujemy się do  Wielkiej Sali, wchodząc dostrzegamy tylko grupkę związanych oraz zaklebnowanych Śmierciożerców, siedzących pod lewą ścianą.
- W takim razie... Świętujemy!

***
Napisane już dość dawno, więc naprawdę nie odpowiadam za uszczerbki na zdrowiu!
Wszystkich Was ściskam i całuje ❣
Proszę o wytykanie wszystkich błędów!
SLY.

piątek, 8 stycznia 2016

Pośród zabłąkanych owieczek... Jestem ja!

                                                                                                                                                                                                                         

Część 1:
Bajka o Śmierci

Autorstwa Arachne