Czasami nasze czyny są zatrważające,
nasze myśli przerażające,
a uczucia łamią
wszelakie prawa logiki.
***
Nigdy by nie wpadł na to by Potter mógł okazać, aż takie zadatki mózgu, kupił wszystko z listy jaką mu dał, a ubranka o dziwo były wręcz idealne. Lilly nadal śpiąc w jego pokoju mogła być na prawdę szczęśliwa z powodu takiego Ojca. Teraz tylko trzeba się nią zaopiekować, a On, o zgrozo, będzie za to odpowiedzialny, gdyż wie więcej niż Potter. Jeden z plusów posiadania znajomej, która zawsze chciała być i jest magomedykiem. Zbyt często z nią przebywał studiując wszystko co uznał za przydatne, no cóż, im więcej wiemy tym lepiej, nigdy nie wiadomo co się nam przydarzy. Jego rozmyślania przerwał głos Potter'a, sugerujący, że powinni iść spać. Draco udał się do dziecka, nałożył zaklęcia monitorujące dzięki, którym obudzi się gdy dziecko zapłacze lub wstanie, po czym wyszedł z pomieszczenia zostawiając szczelinkę w drzwiach. Ostrożności nigdy za wiele, prowadzony przez Harry'ego, który nie wiadomo kiedy chwycił jego dłoń, w stronę sypialni, mógł przewidzieć co za chwilę się zdarzy. Jak zawsze przeszedł obok obrazów i pełny szoku zauważył tam nikogo innego ja Severusa Snape, zamknął i otworzył oczy próbując dotrzeć do postaci, jednak tam jej już nie było, bynajmniej jej nie widział.
***
Co to...Dziecko płacze! Ledwo żywy mózg chłopca zarejestrował właśnie takie wydarzenie. Jakie dziecko ? Ach! Te dziecko! Nadal nie do końca przebudzony, stara się wyswobodzić z plątaniny kończyn, która go otacza. Ociężale po chwili wstaje i szybkim krokiem przechodzi obok obrazów otaczających Go z obu stron. W owych ramach widać ... Przerażony mężczyzna przeciera oczy i patrzy ponownie, nadal to samo. Powtarza czynność dwukrotnie nie dowierzając swojemu wzrokowi.
- S-severus? Ojcze? - Ledwo słyszalne zająknięcie w jego głosie może obrazować jego stan emocjonalny, to samo jeżeli chodzi o głośność dźwięku. W ciężkim szoku idzie prędko ku Lilly, która domaga się pożywienia. Uspokaja dziecko i mknie cicho do kuchni. Następnie karmi mlekiem z butelki. Dziewczynka wyczerpana płaczem oraz zaspokojona, oddala się w objęcia Morfeusza. Draco powolnym, cierpiętniczym krokiem idzie w kierunku sypialni, w której aktualnie śpi w najlepsze Potter. Nie zwraca uwagi na zielone oczy wpatrujące się w niego z zaciekawieniem. Idzie. Leży. Czuje ciepło bijące od drugiego ciała. Mimowolnie wtula się w drugą postać i zasypia.
***
Rudowłosa dziewczyna przechadza się po pokoju usilnie starając się uspokoić. Jej narzeczony nadal nie wrócił, choć obiecał, iż przybędzie do domu przed nastaniem ranka. Co może być ważniejszego od ich ślubu ?! Papiery? Praca? A może On się waha... Nie! Na pewno musiał zrobić coś ważnego - pocieszała samą siebie, głupia, sentymentalna dziewucha. Już nad ranem... Świta, podkrążone ślepia Ginny Weasley ewidentnie wskazują jej poziom energii. Jest wyczerpana, a jej oczy zaczerwienione przez parogodzinny płacz. Bała się o niego! Kochała Go! Może nie tak jak Potter'a, ale się do niego przywiązała... Czy to miłość ? Po chwili w pokoju rozległ się odgłos szlochania. Dźwięk przerwał trzask drzwi, które chcąc przerwać płacz Pani otworzyły się i pokazały zgubę. Mężczyzna miał porwane szaty, a z cięć płynęły stróżki czerwonej cieczy. Przerażający był fakt, iż długie rozcięcie przecinało jego lico tworząc głęboką szramę. Rudowłosa przerażona pada na kolana przez drugą postacią, a jej oczy znów napełniają łzy. W błyskawicznym tępię podbiegła do kominka i pomimo pory skontaktowała się z jego najlepszą koleżanką...Magomedyczką...
***
Dwie kobiety chodziły po prostokątnym pomieszczeniu od jednej ściany do drugiej. Obie zaniepokojone stanem osoby, która jest dla nich ważna. Magomedyczka posiadająca już dość długie czarne włosy co chwilę zerkała w stronę pokoju, w którym leżał ranny. Nafaszerowała go lekami i teraz pozwoliła wypoczywać organizmowi. Pytała się sama Siebie czy Blaise przeżyje. Jego rany były dość głębokie... Jej rozważanie przezwał głos drugiej kobiety, ona jakby wiedząc o czym myśli zapytała się kryjąc łzy, które nieustanie spływały po jej policzku:
- Czy On... Przeżyje ? - Nie obchodziło ją, że cały będzie w bliznach, że może się zmienić w zwierzę, ważne było to, iż nie chciała go stracić. Nie teraz! Mieli zamieszkać razem, miała mu urodzić syna, mieli... Być szczęśliwi...
- Musi... Weasley... Musi. - Odpowiedziała odwrócona Zielonooka, mocno wierząc w swoje słowa.
Owe wyzwanie przeciął zgłuszony jęk pacjenta, jego świadomość wybudzała się powoli, a On nadal był w połowie w krainie snów. Tylko szkoda, iż nie śnił o pierwszym pocałunku jego i Ginny. Widział w ogóle co innego. Siebie, Draco i Pansy siedzących razem w Pokoju Wspólnym.
- Nie dotknąłbym takiej małej, plugawej zdrajczyni własnej krwi, choćby nie wiem jak wyglądała!
Kłamał.
***
- Godfryku... - Wymawia aktualnie ślepa osoba, macając szafkę obok, poszukuje okularów. Gdy znajduje zgubę zakłada ją na nos, ówcześnie przecierając oczy dłonią. Spoglądając w bok i widzi tylko czubek głowy swojego kochanka. Wstaje i po drodze witając się z postaciami z ram obrazów kieruje się w stronę kuchni. Wstawia na kuchenkę czajnik i wsypuje do kolorowego kubka z żyrafą odpowiednią dawkę kawy. Dzień jak co dzień. Momentalnie zdaje sobie sprawę jaki błąd popełnił, ponownie podchodzi do szafki z szklankami i wyjmuje podobny do jego naczynia pucharek. Zapach świeżo zaparzonej kawy dociera do nozdrzy mężczyzny zakopanego w pościeli. Ów człowiek zdeterminowanym krokiem idzie ku pomieszczeniu, z którego wydobywa się przyjemny aromat. Schodzi po schodach, przechodzi przez salon i po chwili znajduje się w małej kuchni. Widzi Pottera delektującego się napojem oraz samotny kubek stojący przy nim. Nie myśląc, chwyta owe naczynie i bierze spory łyk ciepłego napoju. Czuje jak jego komórki przenika ciepło...Gubi się w tym słodkim uczuciu, ale jego błogi stan przerywa lekko zachrypnięty głos Harry'ego:
- Jak się spało ? - Jego zielone oczy z koncentracją wpatrują się w źrenice Blondyna.
- Dziękuję, dobrze.
Pierwsza rozmowa bez wrzasku. Pierwsze grzecznościowe pytanie. Pierwszy krok do miłości.
***
- Gdzie ona... Powinna uciekać, gdzieś daleko. Daleko ode mnie. Bardzo daleko. On chce mnie, ale w wyrazie zemsty ją porwie... Ją... Ja...Ją kocham, nie, nie chce! Niech ona nie płaci za moje grzechy! Nie! - Właśnie takie krzyki przerywały ciszę panującą w mieszkaniu Pansy Parkinson. Nieskładne zdania wypowiadane były co chwilę, w każdym były wypisany wielkie emocje, a osoba do, których były kierowane kucnęła przerażona przy swoim koledze, błądzącym między rzeczywistością, a snem. Natomiast jego narzeczona z obłąkanym wyrazem twarzy przyglądała się zaistniałej sytuacji. Nie reagowała. Była spięta, a jej mięśnie ledwo to wytrzymywały. Odezwała się po dłużysz czasie, po tym jak znajoma nafaszerowała go eliksirem uspokajającym, a On spoglądał na nią intensywnie jakby sprawdzając czy nadal tu jest. W pełni wybudzony i uspokojony mężczyzna momentalnie okazuje zaniepokojenie się swoim stanem i skupiony patrzy na Ślizgonkę.
- Jest ? - Jego oczy skierowane w stronę Magomedyczki wyrażają smutek jakie zadało mu pytanie.
- Ależ co ? - Jej mózg od razu nawiedza wizja, że może przedawkowała jakiś eliksir przez co teraz On ma halucynacje.
- Ślad!
- Blizna na twarzy ?
- N-na twarzy? - Pyta jąkając się, jego ręka wędruje ku szyi, coś stwierdza, jednak one tego nie widzą. Mężczyzna ma rozszerzone oczy i oddech przyśpieszony.
Kobieta znika w drugim pomieszczeniu znajdującym się niedaleko tego i po chwili przynosi mu lusterko. On ze strachem zerka w srebrną tafle przedmiotu i opada ponownie na łóżko. Zrezygnowanym wzrokiem chłonie biały kolor sufitu. To koniec. Nic już nie zrobi, na to nie ma leku, jest skażony. Przeklęty. Co pełnie będzie zagrażał innym. Tym, których kocha...
- Jest ? - Jego oczy skierowane w stronę Magomedyczki wyrażają smutek jakie zadało mu pytanie.
- Ależ co ? - Jej mózg od razu nawiedza wizja, że może przedawkowała jakiś eliksir przez co teraz On ma halucynacje.
- Ślad!
- Blizna na twarzy ?
- N-na twarzy? - Pyta jąkając się, jego ręka wędruje ku szyi, coś stwierdza, jednak one tego nie widzą. Mężczyzna ma rozszerzone oczy i oddech przyśpieszony.
Kobieta znika w drugim pomieszczeniu znajdującym się niedaleko tego i po chwili przynosi mu lusterko. On ze strachem zerka w srebrną tafle przedmiotu i opada ponownie na łóżko. Zrezygnowanym wzrokiem chłonie biały kolor sufitu. To koniec. Nic już nie zrobi, na to nie ma leku, jest skażony. Przeklęty. Co pełnie będzie zagrażał innym. Tym, których kocha...
***
Zacznę od tego, iż chce przeprosić cholernie za tak długi odstęp czasowy pomiędzy rozdziałami oraz za kiczowaty skład tego. "Utwór" oczywiście jest nieskładny, krótki i wyjątkowo zagmatwany, ale w głębi serduszka i tak jestem szczęśliwa, ze coś napisałam. Dziękuję za wszystkie wcześniejsze komentarze, proszę o następne oraz o to byście nie wściekali się na mnie za to co robię. Pozdrawiam wszystkich cieplutko i życzę miłego dnia.
(II)SLY.